Grzesiek Rogowski

mar 102009
 

Pogoda w ten pamiętny weekend udała się wyśmienicie, pełne słońce cały dzień, bezwietrznie, mnóstwo świeżego śniegu – idealna wycieczka narciarska do Doliny Chochołowskiej.

A tu zdjęcia z tej wycieczki zrobione przez Grześka Rogowskiego:

A tu autorstwa Andrzeja Stanka:

 

Polska Strona Telemarkowa – Copyright 2009

mar 022009
 

Zacznę może od wyjaśnienia, w jakim celu, do licha wykonuje się te dziwne przyklęki podczas jazdy telemarkiem. Przyczyna jest prozaiczna: przyklęk poprawia stabilność przód-tył i dodatkowo powoduje obniżenie środka ciężkości.

Przyklęk jest więc przydatny, gdy istnieje konieczność zwiększenia stabilności, np.

  • podczas jazdy przy dużej prędkości;
  • w przypadku bardzo zróżnicowanego bądź ciężkiego śniegu, itp.;
  • lub gdy po prostu mamy problemy z utrzymaniem równowagi.

Niestety głęboki przyklęk ma też poważne wady:

  • jest bardzo męczący, co jest szczególnie dotkliwe jeżeli dodatkowo mamy ciężki plecak;
  • powoduje zmniejszenie dynamiki jazdy – utrudnione jest odciążanie nart, nie da się wykonywać w takiej pozycji szybkich, krótkich skrętów, itp.

Tak więc jeżeli nie potrzebujesz, to nie wykonuj bardzo głębokiego przyklęku! Szczególnie unikaj usztywnienia w tak głębokiej pozycji. Telemark to dynamika, a nie statyczna pozycja! Reaguj na śnieg, zmieniaj pozycję, pracuj góra-dół i w żadnym wypadku nie zamarzaj w jednej pozycji. Dostosuj głębokość przyklęku do potrzeb. Postaraj się rozluźnić i zrelaksować, a narty same zaczną płynąć.

lut 242009
 

Kijki

Dobór rodzaju stosowanych kijków narciarskich jest w zasadzie kwestią gustu. Należy jednak pamiętać o tym, że długość kijków stosowanych do wędrówki jest większa niż do zjazdu. Kijki biegowe powinny sięgać do ramion narciarza, ponadto znaczący wpływ na komfort marszu (przede wszystkim w głębokim, nieprzetartym śniegu) ma wielkość talerzyków. Zbyt małe będą powodować bardzo głębokie zapadanie się kijków w śniegu (grubość pokrywy śnieżnej jest zdecydowanie korzystniej sondować innymi metodami) i przez to niewygodny i męczący marsz. Zbyt duże z kolei powodują, że przy większym nachyleniu kijka ostrze kijka będzie traciło kontakt z podłożem opierając się na talerzyku. Najlepszym rozwiązaniem są talerzyki duże, ale asymetryczne bądź takie których talerzyk stosunkowo łatwo się odchyla.

My od kilku lat z powodzeniem stosujemy kijki teleskopowe, które umożliwiają regulację długości w zależności od potrzeb (zjazd, marsz, ostre podejście).

Foki

Foki to specjalne pasy mocowane pod nartą umożliwiające podchodzenie pod bardzo strome stoki. Dawniej były to pasy z futra foczego (stąd nazwa) włosiem skierowane w tył narty. Efektem tego był niewielki opór stawiany przez nartę z foką przy ruchu narty w przód, a jednocześnie niemożność zsunięcia się nart w tył (pod włos). Obecnie futro focze zastąpiono tworzywami sztucznymi.

Foki można mocować albo przy pomocy specjalnych pasków, albo klejem, przy czym foki z klejem można bez szkody dla ślizgów ściągać i zakładać wielokrotnie. Podczas zakładania fok klejonych należy zwrócić uwagę, aby ślizg nie był mokry, zalodzony bądź wysmarowany klistrem. Wtedy rzadko zdarza się, aby klej dobrze chwycił. Foka powinna być węższa od narty o około 1cm (po 0,5cm z każdej strony) tak, aby krawędzie narty były na wierzchu.

Foka klejona może być mocowana na wiele sposobów, np.:

  • przy pomocy euro-tipu i haczyków;
  • przy pomocy zwyczajnej klamerki.

Euro-tip to gumowa część napinająca fokę od przodu. Stosowanie euro-tipu pociąga za sobą konieczność istnienia specjalnego haczyka, który zaczepia się o tył narty. Taką fokę zakłada się od tyłu narty począwszy. Najpierw należy zamocować haczyk do tyłu narty, następnie przykleić fokę do narty i na koniec naciągnąć euro-tip i zahaczyć go o dziób narty tak, aby foka była przezeń napinana.

Drugi rodzaj mocowania (przy pomocy zwyczajnej klamerki) jest prostszy. Na przodzie foki jest tylko metalowa klamerka, którą należy założyć na dziób narty, a następnie przykleić fokę do ślizgu, idąc od przodu do tyłu. Foka przy takim mocowaniu powinna kończyć się ok. 10 – 15cm przed końcem narty.

Obecnie wiele firm stosuje własne patenty mocowania fok; na szczególną uwagę zasługują rozwiązania firm G3 (model foki Alpinist) i Black Diamond.

Kilka istotnych uwag odnośnie korzystania z fok:

- nigdy nie przechowuj wilgotnych fok, zawsze je wysusz jeżeli nie będziesz z nich przez jakiś czas korzystał;
- podczas noclegu zastanów się, czy nie warto zdjąć fok z nart na noc, tak aby się nie zalodziła;
- podczas wyprawy, gdy nie używasz fok, złóż je klejem do siebie i delikatnie zwiń (chyba że masz specjalną siatkę). Nie zakładaj foliowego paska za każdym razem, bo się bardzo szybko potarga. Paska używaj, gdy przechowujesz foki przez dłuższy okres czasu, np. przez lato. Obecnie zamiast foliowych pasków stosuje się specjalne pasy siatki.
- jeżeli klej się zniszczy lub zestarzeje, można go odnowić kupując specjalny klej do fok. Jeżeli ubytek jest niewielki to należy posmarować (lub popsikać) klejem to miejsce i gotowe. W przypadku konieczności gruntownej renowacji należy usunąć stary klej. Można to zrobić przy pomocy żelazka i np. papieru pakunkowego (takiego szarego). Nakładasz papier na fokę i prasujesz go żelazkiem. Klej powinien przykleić się do papieru. Sam nigdy tego nie robiłem, ale taki sposób opisują różni ludzie na listach dyskusyjnych.

Podpiętek

W turystyce narciarskiej bardzo przydatnym urządzeniem jest tzw. podpiętek (ang. heel lifter lub climbing bar ). Koncepcja jest wyjątkowo prosta i skuteczna: odpowiednio wygięty drut zamocowany do płyty podwyższającej, umożliwia bardziej ergonomiczną pracę nogi w czasie podchodzenia. Zalety stosowania podpiętka są niezaprzeczalne i można je w pełni docenić zwłaszcza w czasie długich a stromych podejść – nogi znacznie mniej się męczą.

Podpiętki można kupić w niektórych sklepach ze sprzętem do turystyki narciarskiej, choć cena jak na dwa kawałki drutu jest dość wysoka. Przy odrobinie smykałki można jednak zrobić podpiętki we własnym zakresie - jeden ze sposobów wykonania podpiętka Rottefelli znajdziesz tutaj.

 

Saneczki

Godnym polecenia sprzętem do odbywania zimowych wędrówek są lekkie plastikowe saneczki, które można kupić w sklepach sportowych za kilkadziesiąt złotych. Po przytroczeniu saneczek do plecaka i sporządzeniu prostej uprzęży można ciągnąć bagaż po niezbyt głębokim śniegu. To proste rozwiązanie odciąża plecy, co podczas całodziennych, a tym bardziej wielodniowych marszów z ciężkim plecakiem zostanie bardzo szybko docenione. Warto zamiast linki do ciągnięcia zrobić sztywną uprząż, najlepiej dwie aluminiowe rurki (fi 15mm będzie w zupełności wystarczające) przytroczone z jednej strony do pasa, z drugiej do sanek, ale w ten sposób że rurki się krzyżują. Dzięki temu narciarz zachowuje większą swobodę w biodrach i zestaw lepiej zachowuje się w zakrętach. Ponieważ połączenie jest sztywne dlatego saneczki jadą karnie za nami również podczas zjazdów i skrętów.

 

lut 092009
 

Poniżej znajdziecie linki do prezentacji autorstwa Sebastiana Skoczypca. Prezentacja dotyczy naszych wspólnych zjazdów podczas XXVII Bieszczadzkiego Rajdu Narciarskiego.

- Prezentacja w postaci programu exe (16MB) – sciągnięte archiwum należy rozpakować na twardy dysk i uruchomić skrót „hall of fame”

sty 092009
 

VIII Polskie Spotkanie Telemarkowe już za nami. Spotkanie tym razem koncentrowało się wokół nowo otwartych tras Szczawnika w Ośrodku Narciarskim Dwie Doliny. Dwie Doliny to po prostu Wierchomla plus Szczawnik. Dzięki nowej trasie schodzącej do Szczawnika łatwodostępne stały się polany i zbocza rzadkich lasów bukowych o różnym stopniu nachylenia. Tym samym ośrodek bardzo zyskał jako miejsce, w którym można zacząć swoją przygodę ze zjazdami pozatrasowymi, co nieomieszkaliśmy wykorzystać.

Było nas sporo; ponad piećdziesiąt osób aktywnie telemarkujących, razem z rodzinami i zainteresowanymi znajomymi około osiemdziesiąt. Pełen przekrój zaawansowania, począwszy od osób, które po raz pierwszy założyły narty telemarkowe, skończywszy na doświadczonych, bardzo dobrze jeżdżących telemarkowcach.

Warunki śniegowe dopisały. Było już na tyle śniegu, że dało się jeździć poza trasami. Nawet w lesie warunki były całkiem znośne. Dzięki temu szkółkę dla bardziej zaawansowanych (piątek po południu) przenieśliśmy poza trasę. Śniegu było na tyle, że można było na własnej skórze poznać przedsmak tip-dive’u tylnej narty. Początkujący też mieli co robić. Łagodny stok przy orczyku u góry trasy Szczawnika zapełnił się osobami stawiającymi pierwsze kroki w telemarku. Potem część początkujących twardo jeździła poza trasą z bardziej zaawansowanymi; takie nowe telemarkowe harpagany rosną :)

W przyszłym roku spróbujemy rozbić zajęcia na mniejsze grupki i zaangażować doświadczonych uczestników, aby wykorzystać ich potencjał, a jednocześnie zwiększyć efektywność lekcji.

W sobotę rozegraliśmy Zawody z cyklu Otwartych Mistrzostw Polski w Jeździe Na Nartach z Wolną Piętą w Najdziwniejszy Sposób. Upominki dostarczyła firma K2. Przy ocenie zwracaliśmy uwagę na poprawny telemark, zaangażowanie, technikę oraz oczywiście na tzw. jajo :) Staraliśmy się każdy wyczyn uwiecznić, co nie było łatwe przy zapadającym zmroku i narastającym mrozie. W bezruchu było naprawdę zimno. Zresztą, najwyraźniej tego samego zdania był pisak, którym mieliśmy robić notatki. Po kilku minutach bezczelnie zamarzł. A oto nagrodzone przejazdy:

- Wojtek – bezparodnowy atak na tyczkę;
- Leszek – pełne zaangażowanie, aż odrywał się od śniegu;
- Zbyszek – wysokiej jakości pady na. tzw. pinheada (niestety nie zachowało się nagranie);
- Tomek – trzy słowa wymierzone w komisję i problemy z filmowaniem gotowe;
- Marek – drugi takiej jakości śpiew można najbliżej usłyszeć w Tyrolu;
- Erwin – kto czytał Świętą Białą Książeczkę ten wie co to za ewolucja;
- Dziewczyny – piękna praca grupowa.

W sobotę i w niedzielę była możliwość przetestowania nart firm K2 oraz G3. Wybór był szeroki, a zainteresowanie – rzecz jasna – duże. Każdy miał możliwość pojeżdżenia na przynajmniej kilku różnych modelach. Wrażenia z jazdy na tych nartach znajdziecie na naszym Forum Telemarkowym (wątek „Testy nart na PST 2009″). Jeszcze raz dziękujemy Maćkowi Kasperczakowi (G3) i Piotrkowi Gąsiorowskiemu (K2) za przybycie na Spotkanie i umożliwienie jazdy na tych doskonałych nartach. Nadmienię jeszcze, że dzięki Sławkowi Pilchowi była dostępna do jazdy jedna para nart polskiej produkcji (!), mianowicie Majesty Doppler FS. Mamy nadzieję, że w przyszłym roku będziemy mieli możliwość przetestować więcej nart tej firmy – szczególnie interesujące wydają się narty z serii BC.

Ale Spotkanie to nie tylko wydarzenia na stoku. To także wspólne wieczory przy ciasteczkach, piwie i od tego roku przy projektorze. Atmosfera wieczorami, jak zawsze, doskonała. To możliwość, żeby na spokojnie porozmawiać z innymi, podzielić się spotrzeżeniami odnośnie sprzętu, techniki, pożartować i pośpiewać. A propos śpiewu; grupa gitarowa coraz mocniejsza – Mariusz, Pik i Śledziu nie próżnowali.

Projektor też nie próżnował – oglądnęliśmy takie filmy telemarkowe jak Powderwhore 07, The Pact, Open Windows. Nawet Steep się gdzieś zaplątał.

Z innych atrakcji: w sobotę wieczór Piotrek Kapustianyk przeprowadził prezentację dotyczącą telemarku, jego historii, podstawowych ewolucji telemarkowych i metodyki nauczania. Prezentacja multimedialna była tym ciekawsza, że zawierała krótkie fimy pokazujące dane ewolucje i skręty. Dla osób nie obeznanych z terminologią techniki narciarskiej był to dobry sposób na zrozumienie danej ewolucji. Osobiście postanowiłem opanować przedstawiony przez Piotrka skręt rotacyjny i WN. Pierwsze próby wypadły pomyślnie :)

 

Aha, nie wiem ilu z Was próbowało jazdy z kijem (Agnieszka, Piotrek i Jacek na pewno); do niedawna wydawało mi się że ja też już to próbowałem, ale myliłem się. Rzecz w tym, że nie może to być długi kijek, kijaszek czy inne kijątko. To musi być KIJ, a raczej coś podchodzącego pod drąga. Wybrałem technikę na kajakarza. Teraz już wiem czemu tego dawniej używali – wystarczy oprzeć końcówkę kija o śnieg i zaczyna się skręcać. Nie trzeba nic odciążać, dociążać, po prostu naciskamy rękami na kij i zakręt wychodzi sam. Zabawne uczucie, całkiem przyjemne, proponuję spróbować w ramach ćwiczeń.

Obok wyśmienitych gitarzystów, mieliśmy też kilku świetnych fotografów. Efekty ich pracy możecie oglądać na tej stronie i w galeriach poniżej.

Chcielibyśmy serdecznie podziękować wszystkim uczestnikom za przybycie i wspólną jazdę i zabawę. Patrząc z perspektywy, bardzo się cieszymy, że założyliśmy Polską Stronę Telemarkową oraz że zaczęliśmy organizować te Spotkania. Bez tego nigdy nie bylibyśmy w stanie poznać tylu interesujących, wartościowych ludzi i współdzielić z nimi tę pasję, jaką jest telemark.

Do rychłego zobaczenia!

Grzesiek i Wojtek Rogowscy

 

Tu znajdziecie więcej zdjęć ze Spotkania (naszego autorstwa):

collage

Tu zdjęcia zrobione przez Marcina Topyło:

collage

A tu zdjęcia Maćka Sadurskiego:

collage

Dwie galerie zrobione przez Jacka Bełdowskiego:

collage

collage

…i zdjęcia zrobione przez Titusa:

collage

mar 222008
 

Kombajn zbożowy

Można odnieść wrażenie, że podczas skrętu telemarkowego bardziej istotną rolę pełni narta przednia. Nie do końca jest to prawdą. Rzeczywiście, na początku łatwiej jest początkować skręt nogą przednią i tak powinny chyba przebiegać pierwsze ćwiczenia. Niemniej jednak dalsze postępy w dużej mierze uzależnione są od tego co robi się z nogą zakroczną.

Okazuje się, że przy pewnym poziomie umiejętności łatwej inicjuje się skręt nogą tylną. Do wykonania tego skrętu nie wykonuj zbyt głębokiego przyklęku. Wyobraź sobie, że zamiast skręcać stopę nogi przedniej (poprzez wypchnięcie pięty na zewnątrz), co wiąże się z dość dużym wysiłkiem, nieznacznie skręcasz – ale stopę nogi tylnej i to w kierunku przeciwnym do zamierzonego skrętu. Ruch ten wiąże się z lekkim wypchnięciem kostki nogi tylnej do wewnątrz skrętu, co powoduje odpowiednie krawędziowanie narty.

Widziałeś(-łaś) kiedyś kombajn zbożowy? Dwa wielkie przednie koła, i dwa maleńkie tylne. To właśnie tylne koła są skrętne i mimo że takie małe, z powodzeniem sterują wielkim kombajnem. Tylne koła skręcają się, rzecz jasna, w kierunku przeciwnym do kierunku skrętu. Analogia wystarczająco jasna? Mam nadzieję, że tak.

Dodam jeszcze, że nie wpadłem na tą technikę analizując pracę kombajnu. Po prostu wyczytałem to na jakiejś stronie internetowej i niech Bóg wynagrodzi w dzieciach autorowi tamtej porady, to naprawdę działa! Olbrzymia różnica w jeździe.

„Skręt niezmienionej nogi”

Niesposób przecenić zalet prawidłowego (tzn. równomiernego) dociążania obydwu nart w trakcie jazdy telemarkiem. Błędy w tym zakresie są przyczyną znacznie większej liczby problemów z techniką niż by się to pozornie wydawało, dlatego też warto poświęcić trochę czasu i popracować nad tym elementem. Bardzo ciekawym ćwiczeniem jest wykonywanie skrętu bez zmiany nogi prowadzącej, czyli mówiąc bardziej obrazowo skręt w lewo wykonujemy z wysunięta prawą nogą, a skręt w prawo również z wysuniętą prawą nogą. Ta ewolucja (w 100% wykonywalna nawet przy dużej prędkości) nie jest zbyt przydatna przy normalnej jeździe, jednak doskonale podkreśla ogromne znaczenie dociążenia tylnej narty przy wykonywaniu skrętu. Jeśli po kilku próbach nie jesteś w stanie wykonać tej dziwnej ewolucji to znaczy, że masz kłopoty ze swoją telepozycją i koniecznie musisz zwrócić uwagę na równomierne obciążenie obydwu nart.

Telemarkiem kieruje się z tylnego siedzenia

Równomierne obciążenie nart w telemarku jest bardzo ważne – w im trudniejszych warunkach jedziemy, tym ważniejsze. Ponieważ narciarz ma naturalną tendencję do przenoszenia ciężaru ciała na przednią nogę, dlatego bardziej powinien skupić się na dociążeniu tylnej. Efektem jest przesunięcie całego tułowia do tyłu. O ile można powiedzieć, że narciarz jadący techniką alpejską „siedzi na przednim siedzeniu”, czasami nawet „nieco wisi na kierownicy”, o tyle telemarkowiec powinien „kierować autem z tylnego siedzenia”. Taka pozycja umożliwi prawidłowe dociążenie tylnej narty.

mar 092008
 
Trafiliśmy z terminem i dobrze i źle. Dobrze, bo akurat napadało metr świeżego puchu. Źle, bo gdy przyjechaliśmy, to wciąż padało, wiało przeraźliwie, było zimno i trasy zasypane świeżym były już pełne muld. Ale to „złe” miało swoje dobre strony, bo zmusiło Piotrka, żeby choć pierwszego dnia uczyć się telemarku na łatwej trasie (na dole przynajmniej było widać dokąd się jedzie). Pierwsze wrażenie: podchodzimy do wagoników, a tam połowa narciarzy targa szerokie, długie dechy freeridowe. Widać sporo telemarkerów. Piotrek mówi: „jak mogłem ich wcześniej nie zauważyć?”. Na stoku ciemno; wieje; trudno. Spadamy trochę niżej, gdzie przynajmniej coś widać.Jeszcze o sklepie „Okay”: to centrum tamtejszego, tj. w Engelbergu, freeridu i telemarku. Jest tam wypożyczalnia, sklep, serwis, biuro turystyczne, organizujące m.in. wycieczki na rakietach śnieżnych, szkolenia lawinowe.

Doradziłem Piotrkowi narty K2 World Piste, jak mi się wydaje najbardziej uniwersalne narty telemarkowe. Sprawdziły się. Próbowałem – znakomite dechy. Polecam wszystkim, którzy poszukują sprzętu, który nie sprawia kłopotów w prowadzeniu, a jest już bardzo stabilny i szybki, dobrze trzyma na krawędziach i ładnie jedzie na wprost. Natomiast sprawiły nam kłopot Rottefelle Cobra R8 Tour Mode. Otóż ów wynalazek wciąż sam się włączał podczas jazdy. Po jeździe zgłosiliśmy właścicielowi (bardzo sympatyczny człowiek): podobno zmienił wiązania (K2 ma inserty, więc to nie problem), ale problem z „automatycznym” tour modem pozostał. Piotrek na szczęście jest inżynierem i znalazł na to sposób, który widać na zdjęciach.

Drugi dzień wita nas słońcem i mrozem. Wjeżdżamy na górę około 11. Od razu widzę skąd tylu freeridowców: szerokie, przeogromne połacie śniegu pocięte śladami nart i desek. Oni po prostu wiedzą, że to jest miejsce na freeride. Telemarkowcy jeżdżą głównie off piste – tego terminu się tu głównie używa. Widać jednak także tych, którzy uprawiają freeride: w tym skoki z licznych skałek i uskoków.

Na Titlis (3200) i sąsiedniej górze Jochstock (2564), które stanowią jeden kompleks narciarski, jest wg informatora 80 km tras narciarskich. Wydaje się, że tyle to jest razem z biegowymi. Jednak samych zjazdowych też dość: czerwone i kilka odcinków czarnych. Trasy dość szybkie, ale warto je poznać gdyż są odcinki w obniżeniach terenu – trzeba je „brać” z rozpędu. Jakaś niebieska trasa też jest na górze (na Jochpass), ale akurat nieczynna. Kilka łatwych tras – takich do nauki – nieco niżej (Gerschnialp). Znakomite nartostrady, prowadzące do Engelbergu. Szerokie, dość szybkie z fajnymi zjazdami. Sztuczne naśnieżanie aż do wysokości 2500 m.n.p.m. (także nartostrady naśnieżane). W Engelbergu, oprócz kompleksu Titlis, jest też mniejszy kompleks narciarski Brunni na górze Schonegg (2040). Jest tam też skocznia, na której odbywają się zawody; są bardzo liczne trasy biegowe.

Drugiego dnia Piotrek już jeździ. Na nogi trochę narzeka, ale bez przesady. Ja kilka razy próbuję zjazdów pozatrasowych. Ląduję w głębokim puchu o ogromnej miąższości. Ale, ale! O tym jaki to puch przekonaliśmy się pierwszego dnia, gdy na skróty przez śnieżne pole próbujemy przejść po płaskim 100 metrów do początku wyciągu. Nie da się. Narty toną w głębokim puchu. Po dziesięciu metrach zawracamy na ubite i docieramy na miejsce dookoła. Teraz już drugi dzień. Zjechałem z trasy i próbuje się ruszyć w dół. Muszę mocno dociskać pięty, żeby dzioby zechciały wyjść z puchu i jechać w dół. Skręt telemarkowy tylko z mocnego wybicia i tylko na bardziej stromych odcinkach, gdzie udało się bardziej rozpędzić. Zaczynam naprawdę rozumieć, po co są te szerokie i długie dechy i dlaczego, wbrew radom Michaela McLura z G3, kolega z Okaya radził bym narty freeridowe kupił 182 cm, a nie 177 cm. Od tego momentu jestem na te freeridowki nieco bardziej „podjarany”. W każdym razie zaliczyłem off piste cały zjazd z 2500 nad jezioro (ok. 1700). Kilkakrotnie lądując w głębokim puchu, z którego nie dałem rady podnieść się bez pomocy kijka (gdy podpierałem się ręką, twarz lądowała w śniegu – tyle i tak miękkiego było tego białego), a ten wchodził aż po rękojeść (ustawiony na 125 cm – stąd moja ocena o metrze świeżego puchu).

Trzeciego dnia było ciepło. Śnieg poza trasami zleżał i był ciężki. Dało się już jechać, ale po deskarzach, którzy jeździli w poprzek stoków, pozostały tam twarde już „schody”. Trochę utrudniały zjazdy pozatrasowe, ale dało się znaleźć obszary mniej zryte. Znów kilka razy zjechałem bokiem. Piotrek w zasadzie już jeździł poprawnie, wciąż zbyt szybko, jak na początki. Tego dnia wjechaliśmy na samą górę, na 3000 m. Zjechaliśmy bardzo stromą rynną, niesamowicie zmuldzoną, skacząc z muldy na muldę. To była jedyna droga na dół, tj. na 2400. Po tym dniu Piotrek po wyjściu z samochodu aż przysiadł.

Czwarty dzień powitał nas chmurą. Nie jeździliśmy już na samej górze (może ze dwa zjazdy z 2400), ale z ok. 2100 do 1800/1700 i parę razy z Jochpass (2200) – trzymaliśmy się pod chmurami. Cały czas bardzo dobrze przygotowane trasy, tylko na najbardziej stromych odcinkach nieco zmuldzone pod koniec dnia, ale bez przesady. Tłoku nie było ani na trasach ani do wyciągów. Także nartostrady przejezdne. Zalodzenia pojawiały się z rzadka i jakoś dało się na nich utrzymać narty w ryzach.

Widzieliśmy treningi, a na Jochstock przygotowania do zawodów pucharu świata w narciarstwie alpejskim, które miały miejsce w niedzielę. W sobotę był też w knajpie na Jochpass festiwal muzyczny.

Byliśmy świadkami dwóch interwencji śmigłowca ratunkowego. W jednym wypadku – zderzenie dwóch narciarzy – ofiary były poważne. Ratownicy nie tylko zwieźli ofiary do śmigłowca, ale także odgrodzili kawałek trasy, gdzie miał miejsce wypadek. Na śniegu wyrysowali jego przebieg. Przeprowadzili długie szkolenie dla grupy ludzi – byli to zapewne świadkowie wypadku, ew. członkowie grupy, w której zdarzył się wypadek – omawiając wypadek. Potem przyjechała policja; z rysunku na śniegu widać wyraźnie którego z uczestników uznano winnym wypadku. Potem przyjechało jeszcze dwóch facetów (może ktoś z ubezpieczeń?) i cały obszar dokładnie pomierzono i zanotowano pomiary w kajecie. Ci ratownicy byli na miejscu ponad dwie godziny. Widać, że w Szwajcarii poważnie podchodzi się do analizy wypadków narciarskich.

Mówiłem Piotrkowi, że w trzy dni nauczy się jeździć telemarkiem. Zasadniczo się to sprawdziło. Oczywiście sporo wciąż do poprawienia i doskonalenia (m.in. poniesienie pozycji), ale kto nie musi nad czymś pracować. Titlis to znakomita miejscówka freeridowa. Więcej tam obszarów do jazdy pozatrasowej niż tras. W Engelbergu jest Klub Telemarkowy (związany ze sklepem Okay i restauracją Yukatan). Warto do Szwajcarii przyjechać na narty. Ceny noclegów w apartamentach, jak gdzie indziej; karnety poniżej 100 zł za dzień (przy karnecie na tydzień; 4-dniowe wyszły po ok. 100 zł); w supermarketach można kupić jedzenie w rozsądnych cenach. Knajpy jednak bardzo drogie.

Pik

 

Pełna galeria poniżej. Zdjęcia wykonał Piotr Kieraciński.

collage

 

mar 022008
 

Nie mam ambicji uczynienia z poniższego tekstu kompletnego podręcznika jazdy telemarkiem. Jeżeli chcesz nauczyć się tej techniki jazdy na nartach powinieneś(-aś) zaopatrzyć się w podręcznik z prawdziwego zdarzenia (patrz Literatura) lub wybrać się do szkoły telemarkowej z prawdziwego zdarzenia (patrz Szkoły). Niemniej jednak poniższy tekst może posłużyć wszystkim początkującym albo zainteresowanym za wstęp.

Ogólne porady

W zasadzie nauka jazdy na nartach nigdy się nie kończy i zawsze można zdobyć nowe umiejętności a dotychczas opanowane udoskonalić. Jeśli chcesz się nauczyć jeździć telemarkiem lub poprawić swą technikę to pamiętaj o następujących źródłach informacji i metodach:

  • na temat telemarku zostało napisanych kilka dobrych książek zarówno dla początkujących jak i zaawansowanych – tutaj znajdziesz ich recenzje napisane przez czytelników;
  • bogatym źródłem wiedzy jest Internet – przejrzyj tych kilka godnych polecenia witryn;
  • nic nie zastąpi jednak porady doświadczonych narciarzy, więc zapisz się do telemarkowej listy dyskusyjnej, a z pewnością ktoś odpowie na Twoje pytania;
  • znajdź kogoś kto już jeździ telemarkiem i niech wtajemnicza Cię na stoku, to kolejny powód żeby zapisać się do telemarkowej listy dyskusyjnej, gdzie poznasz ludzi którzy mogą Ci pomóc;
  • wybierz się na któraś z telemarkowych imprez
  • oglądaj filmy z innymi narciarzami a sporo się możesz nauczyć – jest tego dużo w Internecie;
  • analizuj własną technikę – pomoże Ci w tym nagranie filmu z sobą w roli głównej; będziesz zdumiony, gdy zobaczysz jak wiele błędów możesz wychwycić i skorygować oglądając samego siebie;
  • gdy już nagrasz film możesz go przesłać nam na adres kontakt@telemark.pl lub możesz samemu umieścić go na youtube:
    1. wejść na youtube.pl
    2. zalogować się:
    login: telefilmy@op.pl
    hasło: telemark.pl
    3. Zamieścić film (opcja „prześlij film”)
    4. Wysłać wiadomość na forum telmarkowym (najlepiej z linkiem do filmu i nazwą filmu w tytule maila) – komentarze i dyskusje będziemy prowadzić na forum (a nie przy pomocy komentarzy w youtube) – tak będzie wygodniej

Stok

Do nauki jazdy telemarkiem wybierz dobrze przygotowany stok, ubity, bez lodu, o niewielkim nachyleniu, jednak wystarczająco pochyły, żeby móc nabrać wystarczającej prędkości. Pamiętaj: skręcanie przy zbyt małej prędkości jest niejednokrotnie tak samo technicznie trudne jak przy zbyt dużej, więc nie bój się i dobierz odpowiednią prędkość.

Po co każdemu narciarzowi są wywrotki…

Po drugie, nie zrażaj się upadkami. Bez wielu upadków nie da się nauczyć dobrze i pewnie jeździć na nartach, ani telemarkiem, ani na zjazdówkach. Jeżeli nie wywrócisz się, nie będziesz wiedział(-a) jak zapobiegać upadkowi. Jazda bez upadków, szczególnie na początku kariery narciarza oznacza przeważnie, że nie robi już znaczących postępów, nie ma na nie nawet szansy, gdyż jeździ się zbyt asekuracyjnie.

Pierwsze kroki

Naukę telemarku proponujemy rozpocząć od przyzwyczajenia się do nowych nart. Jeżeli jeździłeś(-łaś) wcześniej na zjazdówkach, a nie miałeś(-łaś) do czynienia np. z biegówkami to problemem może być na początku nawet zwyczajne ustanie na nogach przez dłuższą chwilę, czy też kilka kroków.

Dobrym ćwiczeniem jest jazda na wprost (bez żadnych skrętów) po niewielkiej pochyłości. Podczas jazdy powinno się ćwiczyć odpowiednią pozycję telemarkową, tzn. ten charakterystyczny przyklęk. W rzeczy samej – bardzo głęboka pozycja telemarkowa przypomina do złudzenia przyklęknięcie na jedno kolano. Podczas najgłębszego przyklęku obie nogi powinny być zgięte w kolanie pod kątem 90 stopni, a tułów wyprostowany.

Uwaga! Nigdy nie rób pozycji szpadzisty (sylwetka mocno pochylona do przodu w wyklęku, większość ciężaru ciała na nodze przedniej, noga tylna bardziej wyprostowana w kolanie niż przednia). To bardzo poważny błąd, gwarantujący w dodatku szybką, efektowną i nie zawsze przyjemną wywrotkę. Tak więc trzymaj tułów prosto, ciężar ciała równo rozłóż na obie nogi (możesz nawet minimalnie bardziej obciążyć tylną) i staraj się wykonywać podczas jazdy na wprost rożnej głębokości przyklęki – raz na jedną, raz na drugą nogę.

Nie martw się i nie łam się

Na tym etapie każdemu początkującemu telemarkowcowi przyda się pewna rada: gdy tracisz równowagę nigdy nie próbuj ratować się podpierając się rękami. To nic nie da, a można nabawić się kontuzji. Gdy podpierasz się ręką, w której trzymasz kijek, bardzo narażasz kciuka. Najdobitniej o tym świadczą liczby. W ciągu pierwszych trzech lat jeżdżenia telemarkiem miałem 3 razy pękniętego kciuka, a wybitego – nie zliczę. Niewiele gorszy w statystyce jest mój brat. Gdy zauważyliśmy na czym rzecz polega i przestaliśmy podpierać się rękami przy utracie równowagi, kontuzje się skończyły. Od dwóch lat nie mieliśmy, odpukać, takich problemów. W sumie jest to dosyć uciążliwa kontuzja utrudniająca w znaczący sposób późniejsze ewolucje – bez sprawnego kciuka nie można za bardzo wykorzystywać kijków, co podczas jazdy na nartach (nie tylko telemarkiem) generalnie prowadzi do zmniejszenia efektywności jazdy. Tak więc róbcie co chcecie, gdy tracicie równowagę, ale nie podpierajcie się rękoma.

Pierwszy skręt

Przyznam szczerze, ze sam do końca nie wiem jak to się dzieje, że skręcam gdyż odgrywa tutaj rolę bardzo wiele czynników: wszystkie które można wyszczególnić w technice alpejskiej plus jeszcze kilka innych, typowo telemarkowych. Nie będę przeprowadzał szczegółowej analizy, to temat na pokaźnych rozmiarów książeczkę, nie na miarę tego artykuliku.

Wspomnę tylko o najważniejszych sprawach, szczególnie z punktu widzenia początkującego. Pierwsze skręty spróbuj wykonać na dobrze przygotowanym, niezbyt nachylonym stoku, przy średniej prędkości. Jeżeli stok jest zbyt pochyły rozpocznij jazdę lekko w skos stoku i staraj się wykonać skręt do stoku (pod górę – tak aby się zatrzymać). Wykonaj średniej głębokości przyklęk telemarkowy – pamiętaj o prawidłowym obciążeniu nart! Noga przednia w skręcie jest jednocześnie nogą zewnętrzną skrętu. Pochylając do wewnątrz kolano nogi przedniej postaraj się wypchnąć piętę nogi przedniej na zewnątrz tak, aby zrobić bardzo rozciągnięty (do przodu) pług i wprawić przednią nartę w ślizg. Przód narty tylnej, gdy zaczniesz skręcać, powinien oprzeć się na narcie przedniej i pozycja powinna się ustabilizować. W takim skręcie możesz wytrzymać aż do zatrzymania, lub odpowiednio wcześnie wyprostować, zmienić przyklęk na przeciwny (nie brzmi to trochę dziwnie? Dla mnie tak…) i wykonać skręt analogicznie, tylko w drugą stronę.

Gdy już wykonasz skręt zastanów się w jaki sposób były nachylone obie narty podczas tej ewolucji? Czy odbyła się ona generalnie na krawędziach wewnętrznych nart, czy może obie narty utrzymane zostały na tej samej krawędzi (np. obie narty na prawych krawędziach)? Powinieneś dążyć do tej drugiej sytuacji, aczkolwiek nie oznacza to do końca, że sytuacja pierwsza zawsze jest niepoprawna. Druga sytuacja zbliża nas do jazdy równoległej telemarkiem, do szybszej i mniej męczącej jazdy.

W celu lepszego poznania całego bogactwa skrętu telemarkowego (odciążanie, przeciwskręt, wyprzedzenie, wygięcie boczne, praca kolanem) proponuje sięgnąć do wymienionej na początku tekstu literatury. Z pewnością łatwiej zrozumieć niuanse techniki, gdy do dyspozycji ma się również ilustracje.

Kłopoty z tylną nartą

Bardzo często, duże trudności sprawia zapanowanie nad tylną nartą w trakcie skrętu. Objawia się to zazwyczaj niedokańczaniem skrętu telemarkowego – dostawianiem w ostatniej fazie zakrocznej narty zamiast utrzymaniem jej z tyłu. Często powodem tego może być przyzwyczajenie do techniki alpejskiej. Jednak niejednokrotnie problemem jest złe krawędziowanie tylnej narty – tak było i w naszym przypadku. Zamiast poślizgu bocznego tylnej narty (niezbędnego przy bardziej równoległej jeździe telemarkiem), narciarz zacina tylną nartę (wewnętrzną krawędzią) i to nie pozwala mu dokończyć skrętu. Rozwiązaniem może być kilka ćwiczeń, np. ćwiczenie ześlizgów (wybierz bardziej pochyły stok, dobrze przygotowany, ubity śnieg i staraj się ześlizgiwać w dół stoku bokiem cały czas zachowując pozycję telemarkową). Dalszym ćwiczeniem jest wykonywanie tylko ostatniej części skrętu – wielokrotnie (ustaw się ukośnie do stoku i rozpocznij jazdę, zrób wyklęk i zakręć w górę stoku (nie w dół!) aż do zatrzymania cały czas pamiętając o dobrej pozycji i prawidłowym obciążeniu nart). Gdy to już dobrze wychodzi proponuję stopniowo zmieniać kierunek startu, tak aby wykonywać bardziej pełne łuki.

Radzę również nie zapominać o niedocenianej ewolucji, jaką jest pług telemarkowy (odsyłam do wspomnianej literatury). Elementy tego skrętu wielokrotnie przydawały mi się w trudniejszych sytuacjach i warto czasami go sobie przypomnieć.

lut 172008
 

Trasa 4-7 godzinna; Krowiarki, Sokolica, Babia Góra, Przełęcz Brona, Markowe Szczawiny, Krowiarki (~17km, 700m podejść).

Opis trasy:

1. z Przełęczy Krowiarki (1012 m.n.p.m) czerwonym szlakiem grzbietem przez Sokolicę (1367 m.n.p.m) na Babią Górę (1725 m.n.p.m) – najlepiej na fokach, cały czas podejście, do Sokolicy ok. 50min – cały czas w lesie, potem ok. 2:30h na szczyt Babiej Góry. Za Sokolicą powyżej granicy lasu może mocno wiać. Na szczycie sciągamy foki.

2. zjazd na Przełęcz Brona (1408 m.n.p.m) – dosyć łagodny zjazd, warunki często trudne, kalafiory, wywiany śnieg. Na wysokości Brony znowu zaczyna się las.

3. z Brony ostrzejszy zjazd na Markowe Szczawiny (1180 m.n.p.m) – warunki zwykle dużo lepsze, często można spotkać głębszy śnieg, jazda w rzadkim lesie.

4. następnie płajem (niebieskim szlakiem) z powrotem do Przełęczy Krowiarki – 8km w dużej mierze łagodny spadek. Można do tego odcinka lekko posmarować narty na chodzenie/bieganie, wtedy szybko machniemy ten odcinek techniką nordycką. Właśnie z powodu tego lekkiego nachylenia lepiej jest tą wycieczkę robić w kierunku podanym powyżej, a nie odwrotnie.

Uwagi:
Powyżej Sokolicy i powyżej Markowych Szczawin zjazd na nartach jest zabroniony. Narciarz naraża się na mandat.

Sprzęt:
Najlepiej średni bądź ciężki telemarkowy lub skiturowy.

Linki do map rejonu:
>> www.e-zawoja.com
>> www.e-gory.pl

Opis jednej z wycieczek tą trasą jest tutaj.

Kontakt: Grzesiek Rogowski

lut 092008
 
babia_sm

Sympatyczna jednodniowa wycieczka; wybraliśmy się w trójkę: Ilonka, Pik i ja. Pogoda była niepewna – chmury, ale z możliwymi przejaśnieniami. Sniegu poniżej 900 mnpm bardzo mało, dlatego zdecydowaliśmy się od razu zacząć wyżej – czyli z Przełęczy Krowiarki.

 

Do samej Sokolicy i trochę ponad nią wycieczka miała znamiona typowej sielanki – przyjemne podejście, niezbyt uciążliwy wiatr, nawet słońce wyglądało od czasu do czasu. Ponieważ ruszyliśmy dosyć późno (ok. 10 rano) dlatego w okolicy Sokolicy mieliśmy możliwość spotkać pierwszych piechurów zmierzających w przeciwną stronę. Czerwone twarze ściśle opatulone kapturami nie wróżyły nic dobrego. Niech za dalszy opis posłuży relacja Pika:

„Mimo ostrzeżeń tych, którzy wyszli przed nami i zawrócili, mówiąc nam, że nie da się wejść na Babią, poszliśmy. Wiatr co prawda przewrócił Ilonkę kilka razy; szlismy niemal na ślepo, bo od jednego słupka wyznaczającego szlak nie widać było następnego. Ślady poprzedników natychmiast zawiewał śnieg. Okulary blyskawicznie zostały zaszronione drobnymi kruszynkami lodu, które wdzierały się też pod nieprzewiewne i wodoodporne kurtki. Pianka, która osłania otwory wentylacyjne w gogalch, zostala zamrożona dopiero wtedy, gdy juz gogle byly zaszronione i pelne śniegu/lodu. Szlismy niemal nic nie widząc, bo szron zmroził nam i zakleił powieki. Jakos staralismy sie omijać kamienie wystające spod wywianego miejscami sniegu. Ale daliśmy radę. Powyżej granicy lasu temp. ok – 20 C, wiatr 100 km/h. Przypominają nam o tym odmrożenia na policzkach i powiekach. Zjazd na Bronę to dramatyczna walka we mgle/chmurze z kalafiorami i uskokami (moze lepiej byloby, gdybysmy widzieli dokąd zjeżdżamy). Zjazd z Brony, dzieki napotkaniu skiturowcow, którzy znakomicie znali drogę, to wspaniała jazda w puchu. Znakomite uwieńczenie tej przygody. Potem juz tyko trasa płajem do samochodu.
[...]
W każdym razie było super. Wycieczka absolutnie pierwszorzędna. Rzadko sie trafia taka jazda jak z Brony na Markowe Szczawiny.”

 

Tak po prawdzie moje doświadczenie ze zjazdu w górnym odcinku było znacznie lepsze. Mnie jako jedynemu z grupy gogle nie zaszroniły się, więc nie miałem problemu z wypatrywaniem drogi i odmrożeniami powiek. Skończyło się tylko na nosie, policzku i kawałku brody :)

 

Gdy już dotarliśmy na Bronę i zaczęliśmy zjazd słońce wyszło na dobre i wiatr się uspokoił. A że warunki do zjazdu były wyśmienite to chyba widać na tych zdjęciach. Klimat sielanki powrócił na dobre.

 

Na sam koniec, tak jak wspominał Pik, zrobiliśmy prawie po płaskim – płajem do Krowiarek. Przydatne okazało się lekkie posmarowanie nart niebieskim smarem do chodzenia. Dzięki temu bardzo wygodnie i szybko pokonaliśmy z odbicia nordyckiego pozostałe 8km.

Vive le telemark!

Opis trasy którą zrobiliśmy można znaleźć w sekcji „trasy„.

Grzesiek Rogowski

 

Pełna galeria poniżej. Zdjęcia wykonał Piotr Kieraciński.

 

sty 092008
 

Tegoroczne Spotkanie Telemarkowe było już siódmym z kolei i pod kilkoma względami miało wyjątkowy charakter. Pogoda nas za bardzo nie rozpieszczała przez te trzy styczniowe dni i można powiedzieć, że impreza odbyła się pod znakiem mrozu i bardzo silnego wiatru, który najwyraźniej przegnał ze stoku innych narciarzy – Wierchomla praktycznie świeciła pustkami. Z przyjemnością spotkaliśmy starych znajomych i poznaliśmy kilka nowych osób, które mamy nadzieję, na trwałe złapały bakcyla jazdy w przyklękach. Poranek pierwszego dnia przywitał wszystkich pięknym słońcem, ale i mocnym mroźnym wiatrem. Tego dnia telemarkerzy zaczęli się dopiero zjeżdżać, więc przez większość dnia grono było kameralne i nastawione na wspólne szlifowanie umiejętności. Bardzo cieszyliśmy się widząc ogromne postępy, jakie wszyscy uczynili od zeszłego roku. Z kolei nowi adepci „telesztuki” dosłownie z godziny na godzinę jeździli coraz lepiej. Serce rosło!

Drugi dzień rozpoczął się od amatorskich zawodów telemarkowych, które od cyklu Pucharu Świata różniły się jedynie tym, że nie był mierzony czas :-) . Piotrek Kapustianyk przygotował tyczki, taśmy i wszelkie inne dobro niezbędne do ustawienia prostego telemark classic. Zorganizowanie trasy poszło szybko i sprawnie (kilka bramek gigantowych, bramka 360, krótki podbieg), tak że przez dwie godziny mogliśmy się bawić na stoku i doskonalić swoje umiejętności na Olimpiadę Zimową 2022 Gdziekolwiek Się Ona Odbędzie – może właśnie na Fiedorze w Wierchomli ;-) Dla większości z nas były to pierwsze doświadczenia w jeździe na tyczkach i jak się okazało zabawa była doskonała. Nawet bardzo prosty stok po ustawieniu paru bramek nabiera charakteru, gdyż trzeba jechać tam gdzie wytyczona jest trasa, a nie tam gdzie narty poniosą.

W czasie, gdy trwała jazda na tyczkach, niestrudzeni przedstawiciele firm G3 (Magda i Maciek Kasperczak) i K2 (Piotrek Gąsiorowski i Marek Gdesz) rozstawiali namioty ze sprzętem, aby rozpieszczać telemaniaków darmowymi testami sprzętu tych zacnych firm. A było w czym przebierać! G3 i K2 zaprezentowało praktycznie pełną ofertę nart telemarkowych i freeride’owych tychże producentów. Swoistym rarytasem były trzy pary nart K2 i butów w systemie NTN. Więcej naszych wrażeń z przeprowadzonych testów znajdziecie tutaj . Możliwość testowania najnowszych modeli nart G3 i K2 była niewątpliwie jedną z największych atrakcji tegorocznego Spotkania Telemarkowego. Dla wielu telemarkowców było to bardzo interesujące doświadczenie, które dało szansę porównania kilku modeli nart, butów i wiązań oraz wybrania tego, co najbardziej odpowiada indywidualnym potrzebom i stylowi jazdy.

No i oczywiście wieczory, uświetniane gitarą Pika, okraszane dobrymi humorami oraz odpowiednimi trunkami – dobry czas, żeby spokojnie pogadać o telemarku i nie tylko, oglądnąć jakiś film telemarkowy lub przeglądnąć świeże nagrania telemarkowców ze stoku z danego dnia.

W niedzielę Polskie Spotkanie Telemarkowe miało swoje kilkadziesiąt sekund w telewizji ogólnopolskiej TVP Info, gdzie pojawiła się zajawka o telemarku z uczestnikami Spotkania w roli głównej. Przygotowanie tego krótkiego materiału zajęło praktycznie całe przedpołudnie, ale chyba było warto. Przez całą Polskę musiał przejść dreszcz emocji, gdy wąż telemarkowców zjeżdżał po stoku :-)

Koło południa uczestnicy zaczęli się powoli rozjeżdzać do swoich domów (nieraz bardzo odległych). Dodam jeszcze, że dzięki prywatnej (a jakże sympatycznej) inicjatywie Sławka każdy dostał pamiątkowy breloczek z VII Polskiego Spotkania Telemarkowego. Mamy nadzieję, że wszyscy, podobnie jak my, zabrali ze sobą również miłe wspomnienia i że w przyszłym roku spotkamy się w niemniejszym gronie.

Bracia Rogowscy

Pełna galeria poniżej. Zdjęcia wykonali: Piotr Kieraciński, Mirek i Mirka Machulak, bracia Rogowscy.

collage

A tu jeszcze jedna od Sławka:

collage

 

 

sty 082008
 

Podczas tegorocznego Spotkania Telemarkowego w Wierchomli dzięki uprzejmości Magdy Boguni i Maćka Kasperczaka będącego dystrybutorem na Polskę sprzętu kanadyjskiej firmy G3 oraz Piotrka Gąsiorowskiego i Marka Gdesza reprezentujących firmy K2 i Rottefella mieliśmy możliwość wypróbować szeroką gamę sprzętu telemarkowego oferowanego przez te firmy – dla każdego coś miłego.

 

 

NTN i Scarpa Terminator X

I tak chyba najwięcej emocji budziły wiązania NTN i buty Scarpa Terminator X (vel TX). Z dawna przepowiadane, z daleka zachwalane i tak długo oczekiwane, że niemal całkowicie zmitologizowane. W procesie demitologizacji tych wiązań i butów wzięła udział zdecydowana większość uczestników Spotkania Telemarkowego. Każda z tych osób na pewno ma ciekawe przemyślenia, tutaj jednak niestety jestem zmuszony ograniczyć się jedynie do swoich.

Przyznam się, że spodziewałem się po NTN bardzo wiele i w wielu sprawach się nie zawiodłem. Osobiście testowałem NTN zamocowane na nartach K2 Hippy Stinx; potężna, szeroka narta z twintipem. Po prostu czołg.
Wiązanie jest bardzo stabilne, oferuje doskonałą kontrolę nawet nad tak szeroką nartą. W tych wiązaniach i w tych butach nie czuć, że ta narta ma 13 cm w dziobie i prawie 10 cm pod stopą! Wiązanie wraz z butem daje bardzo równomierny opór przy pogłębianiu przyklęku – przyjemny i wygodny, od samego początku do momentu dotknięcia kolanem narty. Żadnej zmiany aktywności, żadnego zgniatania palców w końcowej fazie przyklęku. Tylna narta jest bardzo dobrze dociążona.
Zapinanie wiązania i przełączanie trybu tour jest względnie proste, przy pewnej wprawie można to robić rączką kijka bez potrzeby schylania się.

Sam but (Scarpa TX) jest również bardzo interesujący; posiada bardzo wysoki botek, mimo że skorupa jest tylko 3-klamrowa. But pomimo swojej wielkości jest szokująco lekki! Środkowa klamra działa genialnie – jej odpowiednie dociągnięcie gwarantuje bardzo dobre opięcie stopy wokół kostki i pięty. Nie ma mowy o jakimś niewygodnym luzie.

Gdy pierwszy raz wskoczyłem w ten zestaw od razu zablokowałem sobie buta w najbardziej pochylonej pozycji (blokada z tyłu buta). No i bardzo szybko poczułem piekący ból w udach. But nie pozwala przy takiej blokadzie wyprostować nóg w kolanach. Skończyło się na tym, że przełączyłem but w pozycję do chodzenia i tak dalej jeździłem – przy czym nawet w pozycji do chodzenia nie dało się buta całkowicie postawić do pionu :\ Zapewne dał o sobie znać brak przyzwyczajenia do wyższych butów telemarkowych – najsztywniejsze buty jakie dotychczas miałem na nogach to moje obecne Garmont Syner-G. Najwyraźniej bardzo wysokie buty wymagają przyzwyczajenia się, być może trzeba w jakimś stopniu wesprzeć się na językach butów zamiast z przyzwyczajenia kurczowo prostować nogi. No nie wiem. Stanu nirwany w tym względzie nie osiągnąłem w ciągu tych 2 godzin. W opinii Wojtka buty Scarpa TX są sztywniejsze od „Czerwonej Siły”, czyli Garmontów Ener-G.

Zestaw NTN + Scarpa TX to zestaw ewidentnie przeznaczony do fok. Niestety w trybie turowym sztywność buta i całkowity brak oporu wiązania powoduje nieprzyjemne uskakiwanie narty w tył podczas chodzenia – nie ma mowy o tym, żeby sobie podbiec kawałek techniką nordycką z odbicia. Ale to już chyba cecha wszystkich wiązań które mają włączony tryb tour i pracują ze średnimi bądź twardymi butami. Tak czy inaczej, NTN + Terminatory + foki to genialny zestaw w Tatry lub im podobne.

To wszystko skłania mnie na razie do stwierdzenia, że pozycja butów w systemie 75mm jest niezagrożona ze strony NTN – przynajmniej do czasu kiedy producenci butów wypuszczą niższe, bardziej miękkie i wygodniejsze do chodzenia buty w tym systemie (a nie tylko do podchodzenia).

K2

Przyznam się, że mnogość wrażeń związanych z systemem NTN i jego niezwykłość uniemożliwiła mi porównanie Hippy Stinx’ów K2 do czegokolwiek innego. Jednego jestem pewien, na tych nartach, z tymi wiązaniami i w tych butach można rozpędzić się z Giewontu, zrobić przecinkę w Reglach, zderzyć się czołowo z busem wiozącym turystów do Kuźnic i jeszcze przebić scianę chałupy, żeby zdążyć do gaździny na obiado-kolację.

Piste Pipe K2 są klasyfikowane jako narty freestyle’owe, ale doskonale radzą sobie na twardym stoku – ot taki freestyle’owy „przecinak”. Piste Pipe to szeroka i stabilna narta, oraz ma to co tak kochamy w nartach freestyle’owych, czyli twin tip gwarantujący wspaniałą fontannę śniegu za jadącym narciarzem.

Tyle odnośnie NTN i Terminatorów – więcej opinii na Forum Telemarkowym .

 

Narty G3

Teraz co nieco o sprzęcie kanadyjskiej firmy G3. Wypróbowałem właściwie wszystko co się dało i na czym wypadało, czyli narty Reverend, Baron, Ticket i Rapid Transit – damskich nie próbowałem, bo i co by to dało, za to Ilonka zakochała się w Siren.

Reverend – szeroka, mocna narta, wraz z wiązaniami Targa Ascent z mocniejszymi kartridżami daje wrażenie stabilności i pewności. Mimo, że to typowa narta do bardziej miękkiego śniegu bądź puchu, bardzo stabilnie zachowywała się również na bardzo twardym stoku. Nie robiły na niej wrażenia ani łachy lodu, ani kopy „cukru”. Bardzo szeroka, niestety buty pokroju Garmont Syner-G czy Scarpa T2X są chyba trochę za lekkie, żeby na twardej nawierzchni wygodnie ją wprowadzać na krawędzie. Da się, ale czuć charakterystyczny napór góry cholewki buta na bok nogi. Do tych nart lepiej założyć cięższe buty i uderzyć w głębszy śnieg.

Baron – narta o średniej szerokości, doskonałe krawędzie. Węższy profil na pewno będzie dobrze się spisywał przy chodzeniu. Moje Syner-G spokojnie sobie dawały z Baronem radę. Gdy wszedłem na krawędzie do carvingu (telemarkowego oczywiście) to szybko przekonałem się, dlaczego ta narta nazywa się Baron – pełne dostojeństwo przy dużej prędkości, szerokie, łagodne łuki. Trochę podobny do Reverend’a (też w końcu dostojny) ale łatwiej wprowadzić na krawędzie ze względu na mniejszą szerokość.

Hmmm, dostojeństwo i szerokie łuki są sympatyczne, ale osobiście wolę coś bardziej zwinnego. Dlatego duże wrażenie zrobiły na mnie narty z asymetrycznym wycięciem – Ticket i Rapid Transit. Wewnętrzna krawędź narty jest bardziej taliowana niż zewnętrzna. Coś w stylu nart ScottyBob. Zarówno Ticket jak i Rapid Transit genialnie przechodzi ze skrętu w skręt, jak po szynach. I znów: doskonałe trzymanie krawędzi, łachy zlodowaciałego śniegu to betka, żadnego klepania na nierównościach. Tak się do tego przyzwyczaiłem, że po powrocie na moje Salomony Teneighty zaliczałem dzwony jeden po drugim – właśnie na lodzie. Zwinne – Ticket jest genialny pod tym względem. Nie mniejsze wrażenie robi Rapid Transit. Niewiele w zwinności ustępuje Ticketowi a to przecież szeroka narta. Blisko 13cm w dziobie, 91mm w talii! I co dla mnie bardzo ważne, buty klasy Syner-G radzą sobie z tymi nartami bez problemu.

 

Wiązanie Ascent

Dorzucę jeszcze kilka teoretycznych, bo sprawdzonych praktycznie tylko w niewielkim stopniu, aczkolwiek myślę że prawdziwych przemyśleń odnośnie wiązań typu Targa Ascent.

G3 ma we wszystkich swoich wiązaniach możliwość poluzowania naciągu kabla poprzez przestawienie zapinającego lewarka do pozycji poziomej. Dzięki dodatkowym ząbkom na lewarku kabel nie spadnie, o ile jest prawidłowo napięty. Poluzowanie kabla umożliwia znacznie wygodniejsze chodzenie bądź bieganie – dwa szybkie ruchy i już.

Z kolei, gdy mamy założone foki nieoceniony staje się tryb turowy, który wyłącza zupełnie opór wiązania. Wiązania Targa Ascent posiadają zarówno lewarek z możliwością luzowania kabla jak i tour mode. Biorąc dodatkowo pod uwagę, że można wymieniać kartridże w wiązaniu na mniej lub bardziej aktywne to zastanawiam się, czy Targa Ascent nie jest przypadkiem najbardziej uniwersalnym wiązaniem na rynku… Narty posmarowane smarem na podchodzenie, luzujemy kabel lewarkiem, dajemy z odbicia nordyckiego. Gdy zaczyna się rzeczywiście ostre podejście to zakładamy foki, włączamy tour mode i wygodnie człapiemy sobie pod górę.

Autor: Grzegorz Rogowski, zdjęcia: Piotr Kieraciński oraz Wojtek Rogowski

lut 202007
 

Krótki opis kilku przystępnych zjazdów freeride’owych w okolicy Łomnickiego Stawu.

Opis trasy:

Ośrodek narciarski w Tatrzańskiej Łomnicy, a dokładnie tereny w okolicy Łomnickiego Stawu (Skalnate Pleso) są wyśmienitym miejscem do uprawiania freeride’u. Ze względu na znaczną wysokość utrzymują się tam bardzo dobre warunki narciarskie nierzadko do późnej wiosny. Do dyspozycji jest krzesełko ze Skalnatego Plesa na Lomnicke Sedlo (1787 mnpm – 2196 mnpm).

Z grubsza rzecz biorąc trasy freeride’owe w okolicy Skalnatego Plesa możemy podzielić na trzy obszary:

1.Francuska Mulda – na lewo od trasy i wyciągu patrząc od dołu, poza płotki lawinowe; szerokie pola śnieżne (zaznaczone na zdjęciu czarnym kolorem a na rysunku jako czarna trasa nr.4). W zasadzie korzystanie z nich nie wymaga żadnego podchodzenia, dlatego często tam pojawiają się „zwykli” narciarze i snowboardziści. Trasa ma ~400m przewyższenia, ale można tam pojechać prosto w kierunku Tatrzańskiej Łomnicy, wtedy zjazd jest sporo dłuższy.

2. Żleby na prawo od lini wyciągu krzesełkowego – zjazdy o większym nastromieniu, głównie w żlebach. Na zdjęciu zaznaczone są trzy główne trasy (czerwona, zielona i niebieska). Najtrudniejsza wydaje się być zielona, najłatwiesza jest niebieska.


3. pole śnieżne pod Huncowskim Szczytem (2352 mnpm) – wschodni stok. Stok rozciąga się po prawej stronie kotła Skalnatego Plesa, nad obserwatorium. Przy dobrych warunkach śniegowych da się zjechać prawie spod samego szczytu, co daje ok. 550 m deniwelacji.

Oprócz tego są rozległe i przez nas dotychczas nie rozpoznane tereny poniżej Skalnatego Plesa w stronę stacji przesiadkowej gondolki (Start) i dalej w dół do Tatrzańskiej Łomnicy. Nieco poniżej Skalnatego Plesa zaczyna się kosówka i przechodzi w las.

Uwagi:
Bardzo wygodny dojazd – samochodem właściwie pod samą kasę gondolki.

Sprzęt:
Najlepiej średni bądź ciężki telemarkowy lub skiturowy, pod Huncowski najlepiej foki.

Linki do strony ośrodka:
>> www.tldtatry.sk
>> widok z kamer internetowych

Zdjęcia z tamtych okolic:
>> freeride na lewo od głównej trasy
>> tour pod Huncowski Szczyt

Kontakt: Grzesiek Rogowski

sty 092007
 
No proszę, jak ten czas leci. Za nami VI Polskie Spotkanie Telemarkowe – Wierchomla 2007. Spotkanie odbyło się w dosyć nieprzychylnych warunkach – niewiele śniegu, czasami nawet padał deszcz, ale było też słońce. Niemniej jednak, gdy spoglądam teraz raz po raz za okno to muszę stwierdzić, że i tak mieliśmy sporo szczęścia – załapaliśmy się na ostatki zimy (w styczniu – o zgrozo!). A przynajmniej na razie. Jedyna zaleta tego stanu rzeczy to brak kolejek na wyciągach, ale marna to pociecha. Jeszcze kilka lat temu było nas pięciu na I Spotkaniu Telemarkowym, a obecnie doliczyłem się 27 osób jeżdżących telemarkiem. Gdyby nie przykra aura zapewne dociągnęlibyśmy do czterdziestki. Ale postępy widać nie tylko w ilości uczestników, ale też w ich umiejętnościach. Naprawdę przyjemnie się patrzy jak nasi polscy telemarkowcy sobie radzą na śniegu – odnosi się to zarówno do panów jak i pań, bo i takie są już wśród nas coraz liczniej reprezentowane – oby tak dalej!Na marginesie; ogarnia mnie pewne zdumienie, gdy widzę jak nowi adepci telemarku szybko uczą się tej techniki – dałbym głowę, że 10 lat temu szło to nam (a przynajmniej mnie) jakieś trzy razy wolniej… No coż, może to kwestia sprzętu :)

Spotkanie zaczęło się w piątek rano (5 stycznia). Bez większych ceregieli zabraliśmy się za to, po co się spotkaliśmy, czyli za jazdę telemarkiem. W miarę możliwości służyliśmy radą i pomocą odnośnie techniki, niemniej jednak, jeżeli ktoś czuje niedosyt w tym względzie to zachęcamy przy najbliższej okazji do pytań do mnie i do Wojtka.

W sobotę dołączyli do nas instruktorzy i jeszcze kilka osób pod przewodnictwem Piotrka Kapustianyka. Tworząc pokaźną grupę zjechaliśmy kilka razy wężem i tyralierą – tego nie dało się nie zauważyć :)

Po południu dzięki Piotrkowi mieliśmy możliwość zapoznania się z ramowym programem PZNu dotyczącym telemarku. Oprócz tego oglądnęliśmy telemarkowy film instruktażowy czeskiego demo teamu. W związku z tym wywiązała się dosyć ciekawa dyskusja na temat szczegółów techniki telemarkowej, ale również tego, czym jest telemark.

Na PST 2007 po raz pierwszy mieliśmy stoisko Sklepu Podróżnika. Była możliwość osobistego obejrzenia szerokiego wachlarza turystycznych nart Tua. Bardzo sympatyczne narty; w opinii telemarkowców, którzy ich używali zebrały bardzo dobre oceny, doskonałe do turystyki i posiadające dobre parametry zjazdowe. W ofercie sklepu są też buty Crispi i wiązania firmy Rotefella.

Natomiast wieczorami tradycyjnie lało się piwo i znikały różne przekąski – oczywiście na kwaterze u pana Zielińskiego. Pik dotrzymał obietnicy i przywiózł gitarę; doskonale uświetnił imprezę – chwała mu za to. Dodatkowo wywołał lekką konsternację swoją uwagą na temat muzyki heavy metalowej w klipach telemarkowych. Jako że temat nie został szerzej rozwinięty, będzie go trzeba kiedyś pociągnąć :) Oglądnęliśmy też trzy filmy telemarkowe: Powderwhores 05 i 06 oraz Lost Season. Znalazła się też chwila czasu na przeglądnięcie nagrań zrobionych w ciągu dnia; wszyscy sfilmowani mogli obejrzeć się w akcji.

Do innych ciekawych wydarzeń PST 2007 należy zaliczyć pojawienie się Piotrka „Juniora” Gąsiorowskiego wraz z kolegą. Ci znamienici Tatrzanie najwyraźniej z nudów zabawiali się wyprzedzaniem wszystkich narciarzy. Robili to oczywiście tyłem, okraszając od czasu do czasu swoją jazdę malowniczymi skokami. Bardzo mi zapadła w pamięć ich relacja – wynikająca niewątpliwie z bogatego doświadczenia w tej materii – na temat łopotania kurtki przy różnych prędkościach. Otóż, po osiągnięciu odpowiedniej prędkości kurtka narciarza zaczyna łopotać. Gdy narciarz – najlepiej telemarkowy – zaczyna przyspieszać to łopotanie zanika, a kurtka mocno opina ciało. Wreszcie, gdy kurtka zaczyna wściekle łopotać to znaczy, że przekroczyliśmy 130km/h. I tak, na zdjęciu poniżej widać, że Junior próbuje osiągnąć prędkość pierwszego łopotania (a więc swoją minimalną prędkość przelotową), co nie jest łatwe na łagodnych stokach Wierchomli.

Dowiedzieliśmy się też od niego, że ostatecznie pożegnał się z Magazynem narciarSKIm i będzie rozkręcał własne pismo. Na pewno więcej w nim będzie o telemarku – yes, yes, yes!

Niestety ze względu na niewielką ilość śniegu nie udało się wkręcić tyczek slalomowych, w związku z czym zawody/zabawa (zależy jak kto do tej kwestii podchodzi) ostatecznie nie odbyły się. Z powodu ilości śniegu nie zrobiliśmy obiecywanych zjazdów pozatrasowych. Za rok będzie lepiej :) Szkoda też, że obok śniegu, zabrakło również takich znamienitych postaci świata telemarkowego jak Marcin Eckert, Krzysiek Boczek, Artur Hojda, Adaśko z Anią, czy Seba z Basią Sebową i wielu innych np. tych których mieliśmy przyjemność poznać w zeszłym roku.

Pomimo rzeczonych braków atmosfera była doskonała i jest to niewątpliwie zasługa wszystkich bez wyjątku uczestników. Wielkie dzięki za wspólną zabawę i jeżdżenie.

Autor: Grzegorz Rogowski
Zdjęcia: Piotr Kieraciński, Wojciech Rogowski

mar 172006
 

Trasa 1-2 dniowa; Krynica, Jaworzyna Krynicka, Runek, Hala Łabowska, Hala Pisana, Ostra, Nawojowa (25 km)

1 dzień: Jaworzyna Krynicka – Runek – Hala Łabowska (10 km)
2 dzień: Hala Łabowska – Hala Pisana – Ostra – Nawojowa (15 km)

Opis trasy:
Bardzo dobra trasa dla początkujących narciarzy. Wycieczkę można zacząć od wyjścia lub wjechania kojeką gondolową na Jaworzynę Krynicką. Na Jaworzynie znajduje się kompleks dobrze przygotowanych tras narciarskich, na których można potrenować technikę zjazdową. Szlak na całej długości jest dobrze oznaczony i biegnie szerokimi ścieżkami lub traktami leśnymi. Na odcinku Jaworzyna – Zadnie Góry nie ma ostrzejszych podejść, szlak bardzo często jest przetarty albo przez narciarzy albo przez pieszych turystów. Mniej więcej od Zadnich Gór do Nawojowej szlak zbiega cały czas w dół, na krótkich odcinkach wąskimi i stromymi leśnymi drogami.

Schroniska na trasie:
Jaworzyna Krynicka
Hala Łabowska

Sprzęt:
Najwygodniej będzie na cięższym sprzęcie śladowym bądź lekkim telemarkowym.

Nasze wrażenia:
Pierwszego dnia mieliśmy kłopoty z zagospodarowaniem nadmiernej ilości wolnego czasu jaki nam został po południu na Hali Łabowskiej, pomimo tego że przed południem jeździliśmy na Jaworzynie. Trasa pierwszego dnia zajęła nam około 3 godzin. Nocowaliśmy w bardzo sympatycznym i tanim schronisku na Hali Łabowskiej. Dzięki temu ilość niesionego bagażu ograniczyliśmy do niezbędnego minimum. W schronisku spotkaliśmy pieszych turystów ze Śląska, którym przejście z Bacówki nad Wierchomlą (trasa krótsza niż z Jaworzyny) zajęło 7 godzin i w dodatku byli całkowicie przemoczeni. Był to kolejny dowód potwierdzający wyższość nart w turystyce zimowej.

Trasa drugiego dnia okazała się trudniejsza ze względu na większą ilość zjazdów w lesie oraz topniejący, ciężki śnieg. Mimo to udało nam się spokojnie dotrzeć w ciągu 5 godzin do Nawojowej.

Linki do map rejonu:
>> www.e-gory.pl

Kontakt: Wojciech Rogowski

mar 162006
 

Trasa 2-3 dniowa; Sucha Dolina – Obidza – Wysokie Skałki – Durbaszka – Wysoki Wierch – Palenica – Szczawnica – Krościenko – Lubań – Studzionki – Szlembark albo dalej w kierunku Turbacza

1 dzień: Sucha Dolina – Obidza – Wysokie Skałki – Durbaszka
2 dzień: Durbaszka – Wysoki Wierch – Palenica – Szczawnica – Krościenko – Lubań
3 dzień: Lubań – Studzionki – Szlembark (a gdyby się tylko dało to Turbacz i potem np. Nowy Targ)

Opis trasy:
Na odcinku Sucha Dolina – Szczawnica trasa jest dobra dla początkujących narciarzy. Brak ostrych podejść z wyjątkiem odcinka Sucha Dolina – Obidza, szlak szeroki i dobrze oznaczony. Znaczna część trasy przebiega w lesie. Podejście z Krościenka na Lubań jest długie i miejscami bardzo ostre.

Schroniska na trasie:
Sucha Dolina
Bacówka na Obidzy
Durbaszka

Sprzęt:
Najwygodniej będzie na cięższym sprzęcie śladowym bądź lekkim telemarkowym.

Nasze wrażenia:
Wycieczka była naszą pierwszą poważniejszą zimową „ekspedycją” w trakcie której chcieliśmy zdobyć podstawowe doświadczenia w turystyce narciarskiej. Początkowo duże trudności sprawiało nam sprawne poruszanie się z ciężkimi plecakami. Jednak już pod koniec pierwszego dnia przyzwyczailiśmy się i bez większym problemów wykonywaliśmy podstawowe ewolucje np. podnoszenie się z upadku :) W okolicach Durbaszki rozbiliśmy namiot. Pomimo dużego doświadczenia Rafała i bardzo dobrych warunków nie udało się nam rozpalić ogniska (przyczyny do dzisiaj pozostają nieznane). Uratowała nas kuchenka gazowa.

Drugiego dnia po dojściu do Palenicy okazało się, że ze względu na brak śniegu nie uda się zjechać trasą narciarską do Szczawnicy. Dlatego też zjechaliśmy na dół wyciągiem krzesełkowym. Do Krościenka dostaliśmy się autobusem PKS. Podejście z Krościenka na Lubań okazało się trudne. Podejście samo w sobie jest długie i ostre, a poza tym wraz z wysokością zmieniały się dramatycznie warunki śniegowe. W dolnych partiach śnieg był tak mokry, że przyklejał się do nart i żeby iść pod górę musieliśmy smarować narty „na jazdę”(!). Z kolei wraz ze wzrostem wyskości byliśmy zmuszeni do założenia fok. Namiot rozbiliśmy pod szczytem Lubania.

Plan trzeciego dnia zakładał dojście do Turbacza i zjazd do Nowego Targu. Jednak na trasie okazało się, że śniegu jest zbyt mało. Dlatego zdecydowaliśmy się skrócić trasę i w Studzionkach zejść do Szlembarku – śniegu było tak mało, że nie dało się zjechać na nartach. Fatalna zima.

Linki do map rejonu:
>> www.e-gory.pl

Kontakt: Grzegorz i Wojciech Rogowscy

mar 152006
 

Zdynia – Radocyna – Nieznajowa – Wołowiec – Świątkowa – Folusz – Bednarka (38 km)

1 dzień: Zdynia – Radocyna – Nieznajowa – Wołowiec – Świątkowa (17 km)
2 dzień: Świątkowa – Folusz – Bednarka (21 km)

Opis trasy:
Trasa w większości przebiega dolinami. W zasadzie ostre podejście jest tylko na odcinku Świątkowa – Folusz. Jedyną większą wsią pomijając Folusz jest Świątkowa. Na trasie można spotkać wilki.

Schroniska na trasie:
Radocyna

Uwaga!: Schronisko nie jest czynne przez cały sezon. Dlatego planując tam nocleg należy się wcześniej upewnić czy będzie w tym czasie otwarte.

Sprzęt:
Najwygodniej będzie na cięższym sprzęcie śladowym bądź lekkim telemarkowym.

Nasze wrażenia:
Początkowo planowaliśmy wycieczkę na trzy dni, jednak na trasie okazało się że plan może być zrealizowany w ciągu dwóch dni. Pierwszego dnia do Radocyny doszliśmy przed południem, gdzie w schronisku zjedliśmy obiad. W drodze do Nieznajowej musieliśmy dwa razy przekraczać częściowo tylko zamarznięty potok. Zajęło to więcej czasu niż można by oczekiwać. Na polanie przed Wołowcem opuściliśmy dolinę i wyszliśmy na grzbiet. Na tej polanie widzieliśmy też tropy wilków. Po dotarciu do niewielkiej przełęczy mieliśmy zejść leśną drogą do przeciwległej doliny. Jednak w tym miejscu trochę pobłądziliśmy. Tam gdzie miała być droga znajdowała się spora, nieznaczona na mapie polana. Dopiero po pewnym czasie zorientowaliśmy się, że to co wzieliśmy początkowo za polanę było szukaną przez nas drogę z niezwykle szeroką przecinką. Namiot rozbiliśmy nad potokiem niedaleko od Świątkowej.

Drugiego dnia znaczna część trasy prowadziła lasem aż do Folusza. Przez kilka godzin padał bardzo gęsty śnieg i przecieranie szlaku było nużące. Między Świątkową a Foluszem jest jedno dość ostre podejście i zjazd, aczkolwiek droga jest cały czas bardzo szeroka. Z Folusza chcieliśmy się dostać autobusem do Gorlic jednak okazało się, że praktycznie żaden autobus nie jedzie w tym kierunku (tzn. do sąsiedniego województwa). Większość autobusów jeździ do Jasła. Zdecydowaliśmy się przejść wzdłuż drogi do Bednarki, gdzie bez trudu złapaliśmy autobus do Gorlic.

Kontakt: Grzegorz i Wojciech Rogowscy

mar 152006
 

Konieczna – Radocyna – Krzywa – Bartne – Majdan – Bartne (23km)

1 dzień: Konieczna – Radocyna (5 km)
2 dzień: Radocyna – Krzywa – Bartne (14 km)
3 dzień: Bartne – Majdan – Bartne (4 km)

Opis trasy:
W zasadzie na całej trasie brak jest ostrych podejść i zjazdów. Trasa z niewielkimi wyjątkami prowadzi cały czas szerokimi ścieżkami lub drogami w dolinach. Okolice są odludne – nazwy miejscowości na mapie są mylące, tam BYŁY łemkowskie wsie. Jedyne dwie niewielkie wsie to Krzywa i Bartne. Na trasie można spotkać wilki.

Schroniska na trasie:
Radocyna
Banica
Bartne

Uwaga!: Wymienione schroniska (stanice) nie są czynne przez cały sezon. Dlatego planując w nich nocleg należy się wcześniej upewnić czy będą w tym czasie otwarte.

Sprzęt:
Najwygodniej będzie na cięższym sprzęcie śladowym bądź lekkim telemarkowym.

Nasze wrażenia:
Wędrówkę pierwszego dnia zaczęliśmy stosunkowo późno, gdyż późno dostaliśmy się na miejsce. Plan mimo to wykonaliśmy bez problemu i pod wieczór dotarliśmy do Radocyny, gdzie w pobliżu schroniska rozbiliśmy namiot. Wieczorem lekko mrzyło.

Drugiego dnia okazało się, że wieczorna mrzawka zamarzła i utworzyła lodową skorupę („lukier”) na śniegu. Dzięki temu okolica wyglądała niezwykle malowniczo w słońcu, jednak jazda po takim śniegu była bardzo trudna. Jeden z upadków przy większej prędkości skończył się podrapaniem nosa do krwi. Nocowaliśmy w namiocie niedaleko schroniska w Bartnem.

Trzeciego dnia ze względu na ograniczenia czasowe zdecydowaliśmy się jedynie na wykonanie krótkiej pętli z Bartnego i około południa zabraliśmy się autobusem do Gorlic.

Kontakt: Grzegorz i Wojciech Rogowscy

sty 092006
 

 

Relacja na bazie maila Pika na Forum Telemarkowym:

„Telemark je navykovy!” – takie właśnie było hasło tegorocznej edycji Telemark Party. Można je tłumaczyć „Telemark uzależnia”. Ci, którzy zaczęli jeździć telemarkiem i załapali, o co w tym chodzi, wiedzą, że to prawda. Drugie hasło wypisane na koszulkach, które dostali uczestnicy brzmi: „Never mind Alpine, here’s telemark”. Bez złośliwości :-)
Pierwsze dwa dni spędziliśmy w chmurach – dosłownie.

Jazda była dość trudna, ale i tak jeździliśmy ściankę off-piste, także trochę lasu- Kristofero miał do tego najwięcej serca, a może po prostu był najbardziej na te drzewa zawzięty. Snehode podmenky – jak zwykle na Martinskich Holach – velmi dobre. W niedzielę wyszło słońce, otworzyły się te wspaniałe widoki na pasmo Krywania, Tatry Wysokie i Niskie oraz Wielka Fatrę. Piątkową imprezę przespałem, wiec nic o niej nie opowiem – może inni uczestnicy się wypowiedzą, choć mówili mi, ze nic ciekawego nie było.

W sobotę Sherpa Band zaczął grać z dużym opóźnieniem. Grał jak zwykle cudownie, ale poszliśmy spać wcześniej. Inni tymczasem bawili się hucznie i znakomicie do 3 rano. Oznacza to, ze trzeba nam „świeżej krwi” :-) Było nas 14 osób z Polski, w tym tylko 7-8 jeżdżących telemarkiem. [....] Pojawiła się nowa kobieta jeżdżąca telemarkiem – śliczna Magda, którą przywiózł „Junior”.