Spotkanie zaczęło się w piątek rano (5 stycznia). Bez większych ceregieli zabraliśmy się za to, po co się spotkaliśmy, czyli za jazdę telemarkiem. W miarę możliwości służyliśmy radą i pomocą odnośnie techniki, niemniej jednak, jeżeli ktoś czuje niedosyt w tym względzie to zachęcamy przy najbliższej okazji do pytań do mnie i do Wojtka.
W sobotę dołączyli do nas instruktorzy i jeszcze kilka osób pod przewodnictwem Piotrka Kapustianyka. Tworząc pokaźną grupę zjechaliśmy kilka razy wężem i tyralierą – tego nie dało się nie zauważyć
Po południu dzięki Piotrkowi mieliśmy możliwość zapoznania się z ramowym programem PZNu dotyczącym telemarku. Oprócz tego oglądnęliśmy telemarkowy film instruktażowy czeskiego demo teamu. W związku z tym wywiązała się dosyć ciekawa dyskusja na temat szczegółów techniki telemarkowej, ale również tego, czym jest telemark.
Na PST 2007 po raz pierwszy mieliśmy stoisko Sklepu Podróżnika. Była możliwość osobistego obejrzenia szerokiego wachlarza turystycznych nart Tua. Bardzo sympatyczne narty; w opinii telemarkowców, którzy ich używali zebrały bardzo dobre oceny, doskonałe do turystyki i posiadające dobre parametry zjazdowe. W ofercie sklepu są też buty Crispi i wiązania firmy Rotefella.
Natomiast wieczorami tradycyjnie lało się piwo i znikały różne przekąski – oczywiście na kwaterze u pana Zielińskiego. Pik dotrzymał obietnicy i przywiózł gitarę; doskonale uświetnił imprezę – chwała mu za to. Dodatkowo wywołał lekką konsternację swoją uwagą na temat muzyki heavy metalowej w klipach telemarkowych. Jako że temat nie został szerzej rozwinięty, będzie go trzeba kiedyś pociągnąć Oglądnęliśmy też trzy filmy telemarkowe: Powderwhores 05 i 06 oraz Lost Season. Znalazła się też chwila czasu na przeglądnięcie nagrań zrobionych w ciągu dnia; wszyscy sfilmowani mogli obejrzeć się w akcji.
Do innych ciekawych wydarzeń PST 2007 należy zaliczyć pojawienie się Piotrka „Juniora” Gąsiorowskiego wraz z kolegą. Ci znamienici Tatrzanie najwyraźniej z nudów zabawiali się wyprzedzaniem wszystkich narciarzy. Robili to oczywiście tyłem, okraszając od czasu do czasu swoją jazdę malowniczymi skokami. Bardzo mi zapadła w pamięć ich relacja – wynikająca niewątpliwie z bogatego doświadczenia w tej materii – na temat łopotania kurtki przy różnych prędkościach. Otóż, po osiągnięciu odpowiedniej prędkości kurtka narciarza zaczyna łopotać. Gdy narciarz – najlepiej telemarkowy – zaczyna przyspieszać to łopotanie zanika, a kurtka mocno opina ciało. Wreszcie, gdy kurtka zaczyna wściekle łopotać to znaczy, że przekroczyliśmy 130km/h. I tak, na zdjęciu poniżej widać, że Junior próbuje osiągnąć prędkość pierwszego łopotania (a więc swoją minimalną prędkość przelotową), co nie jest łatwe na łagodnych stokach Wierchomli.
Dowiedzieliśmy się też od niego, że ostatecznie pożegnał się z Magazynem narciarSKIm i będzie rozkręcał własne pismo. Na pewno więcej w nim będzie o telemarku – yes, yes, yes!
Niestety ze względu na niewielką ilość śniegu nie udało się wkręcić tyczek slalomowych, w związku z czym zawody/zabawa (zależy jak kto do tej kwestii podchodzi) ostatecznie nie odbyły się. Z powodu ilości śniegu nie zrobiliśmy obiecywanych zjazdów pozatrasowych. Za rok będzie lepiej Szkoda też, że obok śniegu, zabrakło również takich znamienitych postaci świata telemarkowego jak Marcin Eckert, Krzysiek Boczek, Artur Hojda, Adaśko z Anią, czy Seba z Basią Sebową i wielu innych np. tych których mieliśmy przyjemność poznać w zeszłym roku.
Pomimo rzeczonych braków atmosfera była doskonała i jest to niewątpliwie zasługa wszystkich bez wyjątku uczestników. Wielkie dzięki za wspólną zabawę i jeżdżenie.
Autor: Grzegorz Rogowski
Zdjęcia: Piotr Kieraciński, Wojciech Rogowski