mar 112015
 
14tePST_thumb

Tegoroczna zima zapewne nie zostanie uznana przez narciarzy za najwspanialszy sezon bieżącego stulecia. Przez nas jednak będzie bardzo dobrze wspominana dzięki trzem wyjątkowo pięknym i słonecznym dniom, które przypadły na 14-ste Polskie Spotkanie Telemarkowe. Prawdę powiedziawszy nigdy nie było tak doskonałej pogody na PST jak w tym roku. A nie byłoby to możliwe, gdyby organizatorom na zeszłorocznej styczniowej trawie nie wysiadła psychika, i nie postanowili przenieść Spotkania Telemarkowego na drugą połowę lutego.

Piątek – 20 lutego

Piękna pogoda na turę...

Pierwszy dzień PST jest już od jakiegoś czasu przeznaczony na lekką turę narciarską. W przeszłości różnie bywało z warunkami, lecz w tym roku wszystko nam mówiło,że będzie dobrze. W poprzednim tygodniu dosypało śniegu, a teraz mieliśmy słońce, błękitne niebo i lekki mrozik, który w ciągu dnia miał całkiem odpuścić. W tych okolicznościach przyrody na parkingu w Szczawniku o godz. 9:00 zebrała się silna grupa telemarkowa, która trwała w niezłomnym przekonaniu, że wyruszy w trasę o godz. 10:00. I tak też się stało!

Na KotylniczymRuszyliśmy w górę dolinki Szczawnika, żeby wkrótce odbić na Kotylniczy Wierch przez rezerwat Żebracze. Śnieg był zbity i praktycznie nie wymagał torowania, więc ekspedycja w szybkim tempie dotarła na szczyt Kotylniczego, skąd rozpościerał się piękny widok na Tatry. Po krótkim popasie wycieczka ruszyła bukowym lasem w dół. Zdesperowani wybrali gradient, a pozostali mogli skorzystać z wygodnego toru do skibobów, który biegnie z Kotylniczego Wierchu do doliny Szczawniczka. Na koniec pozostało dotrzeć jeszcze do parkingu, ale okazało się to bardziej skomplikowane niż wydawało się na mapie. Do sforsowania były dwie głębokie paryje z brzegami porośniętymi gęsto drzewami i innymi krzaczorami.

Wieczorną część spotkania rozpoczęła prezentacja w trakcie której Aleksiej Duma z Ukrainy opowiedział nam o telemarku w swojej ojczyźnie. Aleksiej opisał również główne ośrodki narciarskie u naszego wschodniego sąsiada. W drugiej części wieczoru mieliśmy okazję obejrzeć film telemarkowy „Vertical Integration”.

Sobota – 21 lutego

Sobota to dzień warsztatów telemarku...Sobota jak zwykle była głównym dniem PST, więc i program był dość napięty. Najtwardsi z najtwardszych udali się bladym świtem na szkolenie technik biegowych, które odbyło się na pobliskiej trasie biegowej w Czarnym Potoku. Następnym punktem programu były warsztaty telemarkowe w ośrodku Master-ski w Tyliczu. Zainteresowani uczestnicy zostali podzieleni na sześć grup w zależności od poziomu umiejętności. Była też dodatkowa grupa dla osób jeżdżących telemarkiem na sprzęcie BC. Instruktorzy nie pozwolili uczestnikom obijać się przez kolejne dwie godziny i chwała im za to :)

... i zawodów 'Telestrzała 2015'Po posiłku przyszedł czas na zawody „Telestrzała 2015″, czyli slalom równoległy z małą hopką pośrodku. W trakcie ciepłego i słonecznego dnia wydawało się, że o zwycięstwie zdecyduje smarowanie nart i masa zawodnika, gdyż śnieg koło południa zaczął się robić miękki i mokry. A tu nic z tego! Wczesnym popołudniem wraz ze spadkiem temperatury i nasłonecznienia śnieg zaczął marznąć, a stok robić się twardy i naprawdę szybki. Dołóżmy do tego szczyptę adrenaliny wywołanej bezpośrednią rywalizacją i systemem pucharowym, a emocje robią się całkiem spore. Zwłaszcza na późniejszych etapach zawodów nikt nie zaciągał ręcznego przed hopką, a różnice na mecie bywały minimalne.

Wieczorem czekał nas dość bogaty program. Po wręczeniu nagród dla najlepszych zawodników Telestrzały, na scenę wkroczył Erwin Gorczyca z diaporamą Waldka Czado, która opowiadała o przejściu,  a raczej pokonaniu, słynnej alpejskiej Haute Route z Chamonix do Zermatt. Ktoś mógłby zapytać , co w tym niezwykłego, skoro co roku dokonują tego zapewne tysiące narciarzy. Rzecz w tym, że Erwin z Bartoszem pokonali Haute Route w strojach i na sprzęcie retro(!).

Zakaz telemarku???!!!!Kolejnym punktem była prezentacja pierwszego polskiego programu nauczania telemarku. Piotrek Kapustianyk opowiedział o kulisach tego przedsięwzięcia i przedstawił zarys treści podręcznika. Na koniec obejrzeliśmy film, który stanowi integralną część całego programu-podręcznika.

Następnie w sposób zupełnie naturalny uczestnicy Spotkania przeszli do zajęć w podzespołach roboczych, których zadaniem było pogłębić i poszerzyć treści zarysowane przez prelegentów.

Niedziela – 22 lutego

Wygłupy na maksa przez cały dzień.Niedziela przywitała nas na Jaworzynie Krynickiej wciąż wspaniałą, słoneczną pogodą. Wesołe towarzystwo telemarkowe stawiło się licznie, i co równie ważne w strojach i przebraniach, które niezbicie świadczyły o nieco utraconym kontakcie z szarą rzeczywistością, zwłaszcza że na stoku trwała akcja „Bezpieczna zima”. Roli wodzierejów tego zakręconego tele-korowodu podjęli się Józio i Mirek z Demo Teamu, a mnie pozostaje jedynie stwierdzić, że z takimi zdolnościami to się trzeba po prostu urodzić :) Pod ich przewodem telemarkowa ekipa przetoczyła się kilkukrotnie po stokach Jaworzyny, a to wzdłuż, a to wszerz,a czasem nawet nieco po ukosie. Elementy jazdy grupowej wypadły szczególnie pomyślnie, dzięki czemu ani fauna, ani flora Beskidu Sądeckiego nie została w nadmierny sposób naruszona, a z pewnością będzie w stanie się relatywnie szybko odbudować.

I to by było na tyle miłych wspomnień z 14-stego Polskiego Spotkania Telemarkowego. Dziękujemy wszystkim uczestnikom za stworzenie wspaniałej atmosfery i zapraszamy w przyszłym roku!

Ekipa jak się patrzy

Zdjęcia Seba

Zdjęcia Maćka z GoPro

Zdjęcia Bartosza

 

lut 182015
 
zebra

Dwa dni w lutym spędzone w okolicy Przehyby (Pasmo Radziejowej – Beskid Sądecki) na Zgrzypach; ładna pogoda, śnieg, przestronne bukowe lasy i odpowiednie nachylenie, do tego koledzy chętni do łażenia i zjeżdżania. A oto efekt:

 

Zdjęcia z tych dni można znaleźć tutaj:
2015-02-11 Zgrzypy z Marcinem i Tomkiem
2015-02-11 Zgrzypy Zgrzypy Skitura z Grześkiem i Tomkiem

2015-02-13 Zgrzypy po raz drugi – z Wojtkiem i Pawłem

sty 152014
 
Narty na zatłoczone stoki

W tym sezonie w cyklu corocznych Polskich Spotkań Telemarkowych padło na złowieszczą trzynastkę.  Ale, ale, przecież nie jesteśmy przesądni, liczba jak liczba. Nie będziemy bawić się w Amerykanów i po 12-tce przechodzić do 14-tki. Zrazu zapowiadało się, że to jak zwykle zabobony – grudzień zaczął się śnieżnie, a Krynica i Wierchomla aż do Świąt Bożego Narodzenia prezentowała się jak należy – zima wszędzie, biało wszędzie, „co to będzie, co to będzie…” Ale, po Świętach w miarę jak się rozwijała polska złota jesień to zaczęło mi bardziej po głowie chodzić: „… nic nie będzie, nic nie będzie…” Odwołujemy wycieczkę, odwołujemy warsztaty z technik biegowych, odwołujemy zawody – nie ma śniegu żeby wkręcić tyczki… Ludzie pewnie też nie przyjadą – w miastach zbierają stokrotki, kto się wybierze na lepienie bałwana z błota i rzucanie się błotnymi kulkami…

Piątek (10 stycznia)

Rano budzą mnie krople deszczu bębniące po dachu – tjaaaaaaa, jednak jest to prawdziwie trzynaste Spotkanie. Od 4 tygodni świeciło słońce, a akurat w pierwszy dzień Spotkania musi lać deszcz. Trzynastka zobowiązuje w końcu…

Grzyby i stokrotki dookoła ale stok w Szczawniku przygotowany

Grzyby i stokrotki dookoła ale stok w Szczawniku (Dwie Doliny Muszyna-Wierchomla) przygotowany

Jedziemy do Szczawnika, ośrodek Dwie Doliny Muszyna-Wierchomla od strony Muszyny – trzeba być o 9:00 rano w razie, gdyby jakiś szaleniec się jednak pojawił. Ciągle leje deszcz, ale ICM wieści, że za 17 minut deszcz ustanie i w ogóle to będzie piknie i słonecznie. Przyjeżdża autobus alpejczyków, wysiadają, patrzą na o dziwo biały stok, delektują się przez chwilę deszczem, po czym mrucząc coś pod nosem wracają do autobusu i odjeżdżają. Ja tymczasem zastanawiam się, jak to możliwe że stok jest biały i dobrze przygotowany. Grzybiarze niedługo pojawią się w okolicznych lasach, a tu solidny pas białego…

Nie mija wiele czasu i swoją terenową Ładą przyjeżdża Jacek – czyli jednak Spotkanie się odbędzie :) Chwila moment i jest już nas kilkanaście osób. Jak to możliwe? Nawet przy bardzo ładnej zimie, rzadko w piątki bywa więcej niż 20 osób – a tu kilkanaście i przybywa z każdą chwilą. Myślę sobie; co się dziwisz? To w końcu telemarkowcy, lud twardy i uśmiechnięty; gdyby taki nie był, to by się nie uczył telemarku tylko siedział przed telewizorem i narzekał.

Dobra, nie ma co się ociągać, zaczynamy jeździć. Wskakuję w sprzęt BC, na którym zaczynaliśmy telemark – okute śladówki z łuską długie na 210cm, wymiary 57-55-56, zakładam skórzane buciczki, które nie trzymają niczego i do tego są na mnie za duże – bo Wojtkowe… Muszę sprawdzić czy jeszcze na tym potrafię zjeżdżać. W końcu ubrdałem sobie, że w tym roku przebiorę się za siebie samego tylko 15 lat wstecz… Pierwszy zjazd dramatyczny, drugi dużo lepiej – gorąco przy tym jak nieszczęście. Powinno się udać, w końcu Erwin i spółka mają sporo gorzej na sprzęcie z 1920 – ja z 1995. Będę 75 lat do przodu :) Ostatecznie zmieniam sprzęcicho na współczesne i jeżdżę dalej.

 

Warunki na stoku naprawdę przyzwoite, żywej duszy praktycznie nie uświadczysz, oczywiście oprócz tych telemarkowych. Cały stok dla nas. Wkrótce obok pięknego słońca i lekkiego wiatru pojawia się również Piotrek Kapustianyk z  Telemark Demo Team Poland i zaczynamy różne obyrtańce – a to ćwiczenia w parach, a to jazdę synchroniczną…

 

 

…a to jazdę asynchroniczną.

 

 

Ta ostatnia wychodzi zdecydowanie najlepiej :)

Jest fajnie, jednak da się jeździć, humory dopisują, narty niosą. Ale nie wszystkich to satysfakcjonuje; grupka osób, która nie może się pogodzić z odwołaniem piątkowej wycieczki wybiera się na takową zakończoną pięknymi zjazdami w dziewiczym terenie.

 

 

Koniec dnia, zasuwamy do CD LSD, znaczy CP PKS, znaczy CS LZD… (Centrum Szkoleniowe Leśnych Zakładów Doświadczalnych w Czarnym Potoku w Krynicy), jeszcze kolacja i zaczynamy piątkowo-wieczorną część. Dzisiaj kinematografia – na tapecie ?Let?s go!? i ?Loyalty?, obydwie produkcji Josha Madsena. Miła odmiana po zeszłorocznym Powderwhore. Wreszcie dużo, dużo telemarku – no może w „Let’s go!” trochę za dużo freestyle i Amsterdamu, ale za to w ujęciach z Morgedal dostrzegamy Maćka Kasperczaka i Rafała Milewskiego :)

Dodatkową wieczorną atrakcją jest niedźwiedź, który łażąc po sali a to próbuje wywalić stolik, a to zgniecie puszkę z piwem tak że trudniej z niej pić :)

 

Sobota (11 stycznia)

Andrzej napomina, żeby nie robić bydła i nie slalomować pod wyciągiem

Andrzej napomina, żeby nie robić bydła i nie slalomować pod wyciągiem

Dzień warsztatów, dzisiaj będzie cały dzień piękne słońce. Jedziemy do Tylicza do stacji Master-Ski. Tutaj też o dziwo na stoku biało – da się zjechać, chociaż dookoła zielono-brązowo. Znowu stanowimy większość narciarzy. Andrzej w trosce o dobre imię grupy telemarkowej gorąco napomina, żeby nie robić bydła i nie slalomować pod wyciągiem.

Mamy sporo czasu, plan jest wyluzowany, wypadły zawody – zrobimy warsztaty na stoku i pobawimy się, bez spiny. W tym roku wprowadziliśmy warsztaty na sprzęcie BC, zebrała się pełna grupa. Szkoda, że trasa biegowa w Czarnym Potoku wytopniała, byłyby jeszcze do tego warsztaty z technik biegowych – może w przyszłym roku się uda.

Tworzymy łącznie 6 grup warsztatowych o różnych poziomach zaawansowania – warsztaty prowadzone są przez Ewę, Leszka, Tomka, Sławka, Józka i mnie. Piotrek pojawia się to tu, to tam, dorzuca uwagi i prezentuje. Warsztaty trwają ponad 2 godziny – mam nadzieję, że coś się udało przekazać, pomóc… Na chwilę do karczmy przy stoku – fajna, duża, przestronna – siadamy, coś jemy, interesujące rozmowy o sprzęcie i trochę o technice, ale już po chwili z krzesełek wyrywa niecodzienny widok – Telemark Demo Team Poland jak przystało na kryzysowe czasy ćwiczy w czteroosobowych nartach.  Jedna para dla całego Teamu. To się nazywa oszczędność.

No i brak strat w ludziach.

Zbliża się sobotnio-wieczorna część Spotkania; ludzie raz po raz pytają czy zaczyna się o 19:30, ja z pełnym przekonaniem odpowiadam, że „gdzie, skąd! Przecież o 19:00″ . O 19:00 na sali jakoś pustawo, trochę ludzi jest, ale reszty nie ma, łącznie z prezenterem :) Patrzę na program – no tak, w programie 19:30. Idę połazić, może zgarnę więcej ludzi wcześniej – trafiam do „stróżówki” próbując wygonić niedźwiedzia i towarzystwo żeby szli na salę, ale jedyny efekt jaki uzyskuję to ból brzucha od rechotu po opowieści o Czarnym Bacy i Czarnym Baranie.

Erwin opowiada o zeszłorocznej wyprawie narciarskiej na Mont Blanc vel Monte Bianco vel Białystok i o rotawirusie-sztafetniku. Potem niezmiennie poruszająca diaporama Waldka Czado, ehhh, te widoki i muzyka.

Piotrek prezentuje bardzo ciekawą relację z zagadnień biomechaniki skrętu telemarkowego. Badania przeprowadzone na krytym stoku na Litwie przy użyciu 26ciu czujników bezwładnościowych, przeznaczonych do rejestracji ruchu w 3D robi wrażenie. To bodajże pierwsze takie badania w Europie przy użyciu tak nowoczesnego sprzętu i jedne z pierwszych na świecie, do tego dotyczą telemarku właśnie. Wypas! Piotrek zapowiada też pierwszy polski podręcznik do telemarku – pierwsze wydanie ma być na wiosnę – będzie się działo :)

Pomni na narzekania Andrzeja odnośnie sztampowych amerykańskich produkcji narciarskich puszczamy polskiego klasyka freeride’owego:

Potem norweski film o Sondre Norheimie z lat 70tych – jak ci goście jeżdżą i skaczą na tych starych nartach – niewyobrażalne. Coś tam jeszcze puszczamy i jest wreszcie czas, żeby spokojnie pogadać z różnymi ludźmi o telemarku i nie tylko. Dowiaduję się m.in. , że skocznia Erwina już stoi, ale technika V przy skoku nie jest zalecana, bo lądowanie jest w sadzie. I kupę innych ciekawych historii – jak to wieczorami na PST. Kto był to wie :)

Na sali ok. 50 osób – biorąc pod uwagę, że dobrze ponad 10 osób było w piątek i sobotę na stoku, a nie zjawili się na części wieczornej -  daje nam liczbę ok. 60ciu aktywnie telemarkujących – coś takiego! Pomimo tak kiepskiej aury tylko 8 osób mniej niż w zeszłym roku (!).

 

Niedziela (12 stycznia)

czyli część przebierana. Znowu Szczawnik (Dwie Doliny) – szkoda, że dzisiaj nie będzie słońca. Oczywiście jak co roku silny trzon retro w tym roku znacząco wzmocniony o Demo Team, ale również Zuzia w szlafroku, farbowany Paweł i inne pomysły :)

 

Zaczynamy zjeżdżać a z krzesełka ktoś się wydziera; patrzę, kudłate, białe wełniane nogi, pewnie owca Czarnego Bacy. Ale nie, okazuje się, że to Jaskiniowiec, który już kogoś najwyraźniej zjadł :)

 

Jeżdżę sobie na starym sprzęcie BC w za dużych butach – wychodzi nie tak jak dawniej, ale nie jest najgorzej. Myślę sobie – ostatecznie XIII PST okazało się nie aż tak bardzo pechowe; sporo się udało zrobić, ludzie chyba zadowoleni bo cały czas uśmiechnięci… no i wtedy na płaskim odcinku jadąc prosto podwija mi się kostka, leżę… noga w kostce skręcona… Ehhhh żeszzzzz… blade motyle, jednak pechowe Spotkanie, przynajmniej dla mnie :)

 


 

 

 

A tutaj więcej zdjęć ze Spotkania:

 

kwi 032013
 
IMG_2275
Poniżej relacja Leszka Witta z alpejskiej tury:

„Postanowiłem zrobić jakąś alpejską turę, jednak z braku czasu nie chciałem spędzać dwóch dni w samochodzie. Wybór padł więc na najbliższą w miarę wysoką górę ? Dachstein, ok. 700 km od domu. Ma 2995 m.n.p.m., ale ponieważ na szczycie stoi krzyż to większość folderów pokazuje tam magiczne 3 tysiące. Tak czy siak wyżej niż w Tatrach.

Na bazę wybrałem prywatne schronisko Lodge.at na Krippensteinie. Może nie jest bardzo tanio, ale to rzecz względna ? miejsce w pokoju dwuosobowym z full wypas śniadaniem ok. 35 euro. Z budynku na wysokości prawie 2100 m szeroka panorama i po założeniu nart od razu w dół ? takie warunki są warte swojej ceny. Początkowo trudno było mi się przyzwyczaić do tej wysokości, ale po paru dniach było ok.

Pojechaliśmy we dwójkę, z Jurkiem, moim stałym partnerem wypraw górskich. Samochód został na parkingu a my gondolą z dodatkowymi bagażami na górę. Po zakwaterowaniu parę zjazdów po przygotowanych stokach i po najdłuższej austriackiej trasie zjazdowej (11 km) dało nam solidnie w kość.

Następny dzień przeznaczyliśmy na Dachstein. Start nastąpił dość późno (cała tura tylko 16 km wg mapy, co to dla nas?) i zaczął się ładnym zjazdem. Jednak myśl o powrotnym podejściu już wzbudzała niepokój. Nic to, cały długi dzień przed nami. Trasa okazała się bardziej urozmaicona niż zakładaliśmy, było sporo hopek, czyli tracenia w mozole zdobywanej wysokości. W końcu dotarliśmy do krzesełka na lodowcu, ale cóż, nie mieliśmy karnetów a poza tym nie na wożenie się wybraliśmy. Droga pod górę po wyratrakowanej trasie, czasem zakosami dłużyła się niemiłosiernie. Przyjemną niespodzianką okazał się ruchomy chodnik podwożący narciarzy na ostatnich kilkudziesięciu metrach przed górną stacją kolejki prowadzącej z Ramsau i restauracją. Niech żyje cywilizacja!

Po posiłku odzyskuję siły (Jurek jakby ich w ogóle nie stracił) i mogę iść dalej. Jestem dość zmęczony i po głowie plącze się myśl, żeby już zjeżdżać, ale jakoś człapię. I tak krok po kroku podchodzimy pod skały Hoher Dachsteinu, którędy prowadzi droga na szczyt. Tę ferratę zrobiliśmy już 3 lata temu i w pamięci zapadła jako dość łatwa więc uznaliśmy, że damy radę.

Narty zostają w śniegu a my zakładamy raki, czekany w łapę i ruszamy. Śnieg dość pewny, pogoda nie wróży załamania, można iść. Co prawda większość lin dostępnych latem jest schowana pod śniegiem, ale to co wystaje wystarcza. Po 30 min. wspinaczki stoimy na szczycie. Szybkie przybicie piątki i spadamy, to znaczy schodzimy w dół. Cóż, emocje były, w końcu ekspozycja słuszna, ale po swoich śladach jakoś zeszliśmy bez przygód.

Zjazd miał prowadzić przez schronisko Simonyhutt,e ale wybrałem niewłaściwą stronę lodowca i nie trafiliśmy. Może dobrze się stało, bo musieliśmy przeć naprzód bez możliwości noclegu po drodze a takie myśli chodziły po głowie. Zmierzch zapadł szybko, w dodatku zaczęły się drobne podejścia i zjazd przestał być przyjemny. W końcu na fokach, przy czołówkach doczłapaliśmy do schroniska Gjaid Alm. Już dawno złocisty trunek tak nie smakował. Tu nasz wysiłek się skończył, chociaż emocje jeszcze nie. Z naszego schroniska wysłano skuter i po chwili wjeżdżaliśmy jak pany na górę. Dystans 2 km plus 350 m przewyższenia przebyliśmy z zegarkiem w ręku w 3 minuty, na zakrętach (pod górę oczywiście) skuter zwalniał, ale i tak jechał tylko na zewnętrznej płozie. Ale jazda :)

W następnych dniach próbowaliśmy robić inne wycieczki i jeździć poza trasą, bo tereny są bardzo zachęcające, niestety nie było słońca, tylko rozproszone światło i śnieg zlewał się przed oczami w jedną białą plamę. Wielokrotnie któryś z nas niespodziewanie lądował w dziurze lub zjeżdżał nagle po niewidocznej skarpie lądując bynajmniej nie telemarkiem, co skutecznie zniechęcało do nieograniczonej eksploracji zboczy. Na koniec podeszliśmy jeszcze do pominiętego Simonyhutte, dokąd przez kilka kilometrów prowadziła wyratrakowana nartostrada ale na tyle urozmaicona, że jechało się z pieśnią na ustach.

Podsumowując, wyjazd bardzo udany. Prawie 5 dni na nartach w wysokogórskiej zimowej scenerii, przy niezłej pogodzie. Lodge.at jest świetnym miejscem do spędzenia, najlepiej przedłużonego, weekendu, zwłaszcza jeżeli priorytetem jest jazda pozatrasowa z wjazdami gondolą. Natomiast wadą miejscówki jest konieczność końcowego podejścia do schroniska, co po całym dniu turowania może być ponad siły. Jeżeli więc ktoś preferuje tury to lepszym miejscem jest Gjaid Alm.

Tu więcej zdjęć na Picasa.”

Autor: Leszek Witt

 

kwi 012013
 

Klip ten jest dedykowany naszej drogiej Komisji Europejskiej oraz jej wszystkim Członkom, bez których  ta wycieczka nigdy by się nie odbyła.  Dziękujemy Wam drogie Organy, że tej wiosny ostatecznie udało się Wam wygrać walkę z globalnym ociepleniem! Warto było walczyć – bez względu na koszty!

mar 122013
 
dzien-sniegu-sm

Po wielu staraniach udało się nam namówić do współpracy wybitnego sądeckiego prymitywistę Marcina mdeja BRyjowskiego. Przysłowiową szalę przeważyła wcale nieprzysłowiowa flaszka oraz spawarka i masaż relaksacyjny w gratisie.

Ten godny naśladowca Nikifora Krynickiego stworzył klasyczny w formie, ale niesłychanie bogaty w treści „edit” opisujący kilkanaście godzin życia miejscowych rajderów. Zwraca uwagę odmalowany z niezwykłą pieczołowitością cały kontekst kulturowy tego tak istotnego w życiu lokalnej społeczności wydarzenia jakim niewątpliwie jest wyprawa narciarska w okoliczne góry. Odpryski narastającego konfliktu rodzinnego wyczuwa się przez cały czas trwania wycieczki. Ale zakończmy na tym.

Dalej niech przemówi dzieło Mistrza!

 

 

 

sty 222013
 

Zawsze mam problem jak zacząć: zwykle ciśnie się „Kolejne Spotkanie Telemarkowe już za nami…”, ale tak właśnie ciśnie się co roku. Może nie będę zaczynał tylko od razu przejdę do sedna…

Dla mnie osobiście tegoroczne Spotkanie było wielkim testem wiary – a jak później się okazało z rozmów – również dla wielu uczestników Spotkania.  Wiary w zimę w Beskidzie Sądeckim. Początek stycznia 2013 wszędzie odcisnął swe wiosenne piętno; i w Sudetach, i w Tatrach, i nawet w Bieszczadach, o polskich miastach nie wspominając.  Wiosenne ulewy i zielona trawa zamiast grubej pokrywy śnieżnej i lamentów prezenterów telewizji, jak to będzie zimno, śnieżnie i nieprzyjemnie.

Na szczęście ten przykry los ominął rejon Krynicy i Wierchomli, gdzie śnieg jak spadł na początku grudnia tak pozostał formując dosyć konkretną i zwartą warstwę podkładową, nawet w lasach. Tak więc wybierając się z okolic Sącza do Wierchomli tuż po Świętach Bożego Narodzenia spodziewałem się przygotowanych tras i zielonych łąk a zastałem, ku mojej pełnej radości – całkiem ładną zimę wszędzie.

Spotkanie zaczęło się tradycyjnie w piątek (4.I) od człapanej wycieczki po okolicznych górkach. Wystartowaliśmy w 18 osób z dolnej stacji krzesełka w Szczawniku o godzinie 10:00 – jak to złowieszczo przepowiedział nam na forum Sławek Pilch, a nie o 9:00 jak planowaliśmy. Ze względu na silny wiatr zdecydowaliśmy się na podejście doliną w stronę Runku, a nie jak wcześniej zakładaliśmy przez Kotylniczy Wierch. Drobny śnieżek z czasem przeszedł w gęstszy opad, ale szło się bardzo sympatycznie, bo byliśmy dobrze osłonięci od wiatru.

Spod Runku już bez fok zjechaliśmy do Bacówki nad Wierchomlą gdzie mogliśmy się raczyć wspaniałymi wyobrażeniami panoramy z Tatrami w tle, która niewątpliwie rozciągałaby się przed nami, gdyby nie ten syberyjski huragan za oknami. W przytulnej atmosferze schroniska nie tylko posililiśmy się wystarczająco ale również nasłuchaliśmy się opowieści z cyklu „Gdzie mnie zastał koniec wojny”. W schronisku wywieszona na ścianie tabliczka jasno wskazywała, że „Spożywanie własnego alkoholu jest zabronione”.  Zakaz o tyle niefortunny, że kilka małych, ale zacnych tomików poezji narciarskiej aż wołało z piersiówek, znaczy z okładek, aby je przeczytać. Ostatecznie, chcąc być w zgodzie z literą prawa unikaliśmy czytania swoich pozycji, zadowalając się cudzymi.

Powrót standardowo grzbietem, z Bacówki w stronę górnej stacji krzesła Wierchomli, potem dalej w stronę Szczawnika. Szliśmy i doszliśmy przy silnym bocznym wietrze i sporym opadzie śniegu. Na dole krzesła Szczawnika spotkaliśmy przemoczonego Sławka, który oznajmił nam, że niżej w ciągu dnia śnieg przechodził w deszcz i nie było zbyt wesoło…

Piątkowy wieczór to sporo rozmów o telemarku i nie tylko i oglądanie kolejnego filmu zza wielkiej wody „Powderwhore – Choose Your Adventure”. O ile wieczornym rozmowom nie brakowało ducha, o tyle tej części Powderwhore zdecydowanie tak. Być może zeszłoroczny deficyt śniegu w Stanach spowodował, że w filmie chronicznie brak porywających telemarkowych kawałków. Ale dlaczego producent braki łatał snowboardem i techniką alpejską po kamieniach, tego nie wiem…

Sobota to dzień warsztatów. Do tego celu wybraliśmy ośrodek Master-Ski w Tyliczu. Bardzo szeroki stok o w miarę łagodnym nachyleniu i wystarczającej długości. Do tego przestronna, nowa knajpa u dołu stoku oraz konkretne zniżki na karnety.  Ostatecznie w warsztatach wzięło udział ponad 60 osób w sześciu grupach o różnym stopniu zaawansowania. 2 godzinne warsztaty pochłonęły pierwszą część dnia a trening na tyczkach dla chętnych drugą.  Zawody ostatecznie się nie odbyły, ze względu na niepokojące prognozy pogody (deszcz i silny wiatr).  Na szczęście deszczu nie było (zaczął sypać śnieg) ale dosyć silny wiatr dawał się we znaki.

Przez cały dzień można było oglądać kolekcję nart Skilogik dzięki firmie MaxxDistribution. Narty w całości zrobione z drewna, z inkrustowaną różnymi rodzajami drewna grafiką naprawdę robiły wrażenie. Szkoda, że ostatecznie nie udało się zrealizować praktycznych testów tych nart. Ale co się odwlecze to nie uciecze :)

Sobotni wieczór pękał od atrakcji; po prezentacji Mateusza Suchockiego (MaxxDistribution) na temat nart Skilogik wśród uczestników Spotkania zostały rozlosowane 40% rabaty na te narty oraz dodatkowo książki ufundowane przez Sklep Podróżnika. Takież nagrody dostali również najmłodszy oraz najstarszy uczestnik Spotkania. Bardzo dziękujemy Sponsorom.

Diaporama z przejścia Alp Albula w Szwajcarii prezentowana przez Erwina Gorczycę przeniosła nas w świat ośnieżonych szczytów, pięknych panoram i opowieści z jajem :)
Wojtek Moskal ze swoją Arktyką też nie zawiódł; dobre kilkadziesiąt minut slajdów i historyjek przerywanych salwami śmiechu. Wojtek i Erwin, jesteście genialni. Do teraz mnie przepona boli :)

Koniec końców wieczorna część ciągnęła się do późnej nocy, a skończyła nie później niż wczesnym rankiem.

W niedzielę pełna niespodzianka; Tylicz dzień wcześniej opuszczaliśmy w opadach śniegu. Okazało się jednak, że w nocy na chwilę temperatura podskoczyła zamieniając śnieg w marznący deszcz, po czym nad ranem przyszedł mróz.  Efektem był całkowity paraliż stacji Wierchomla, Szczawnik oraz Jaworzyny Krynickiej. Gdy dotarliśmy na miejsce zbiórki, czyli do dolnej stacji krzesła w Szczawniku, obsługa wyciągu właśnie wyciągnęła młotek i zaczęła odkuwać z lodu zamarznięte liny i łączniki. Jedyny obecny na stoku Lajkonik nie chciał dać się zaprząc do sań więc widząc co się dzieje wzięliśmy nasze graty na plecy i tak jak to dawniej bywało podeszliśmy sobie na nogach pod górę. Przez to przebierana impreza na stoku zrobiła się jeszcze bardziej retro.  Dodatkowo jeżdżąca z młotkiem w górę i w dół obsługa uśmiechała się przyjaźnie…

Ostatecznie krzesło ruszyło po 12:00 w południe co możliwość nienasyconym na przynajmniej częściowe zaspokojenie żądzy skrętów telemarkowych.  Tak też zakończyło się XII Polskie Spotkanie Telemarkowe.

I jeszcze gwoli statystyki; według naszych obliczeń na XII PST było obecnych 68 aktywnie telemarkujących osób nie licząc członków rodzin :)

 

Aha, nasz przezacny telemarkowy fotograf Jacek zrobił dwie miniserie pocztówek okolicznościowych do samodzielnego wydrukowania, oznaczkowania i wysyłania w świat jako część procesu ewangelizacji telemarkowej, która nie tylko na stoku, ale i w przestrzeni pocztowej uprawianą być może. Jedna seria bardziej do ewangelizacji dziadków po 40-tce


..a druga dla pokolenia facebooka, instagramu i ch… wie jeszcze jakich wirtualnych wynalazków.

 

A tutaj kilka galerii ze zdjęciami ze Spotkania:

- album Grześka Rogowskiego

- album Jacka Bełdowskiego

- album Anity i Gniewka

 

A tutaj inna relacja na blogu Anity :) Cieszę się, że się podobało :)

Film też powstał:

sty 172012
 
20120107_XI.PST_1995

Były to zawody drużyn 3-osobowych. Każdy z zawodników wykonywał jeden przejazd. Wynik drużyny to suma czasów członków zespołu. Dlatego dyskwalifikacja chociaż jednego członka zespołu powodowała dyskwalifikację całej drużyny.

Trasę zawodów stanowił slalom gigant z trzema dodatkowymi elementami charakterystycznymi dla telemarku:
- 360-tka
- skocznia
- korytarz do biegu

Jeżeli w drużynie byli sami mężczyźni wtedy jeden z członków zespołu był zobowiązany do okrążenia 360-tki dwa razy.

Poniżej prezentujemy wyniki drużynowe od najniższego czasu począwszy.

wyniki_IIMistrzostwaPST

Gratulujemy wszystkim uczestniczkom i uczestnikom!

sty 092012
 

Zima tego roku długo się ociągała ze swoim nadejściem, ale w końcu zdążyła tuż przed rozpoczęciem XI Polskiego Spotkania Telemarkowego.

Pierwszy dzień Spotkania (piątek – 6 stycznia 2012) został poświęcony na małą telemarkową turę narciarską. Kilkunastu uczestników i uczestniczek wyruszyło z Czarnego Potoka (dolna stacja kolejki na Jaworzynę Krynickiej) w trasę wiodącą przez Bukową – Runek – Jaworzynę Krynicką z powrotem do Czarnego Potoka.

Aż miło było patrzeć jak z każdą chwilą przybywało śniegu równo sypiącego z nieba. Wycieczka nie była wymagająca, ale już na głównym grzbiecie wiaterek dawał się trochę we znaki, więc wszyscy ucieszyli się, gdy na szlaku zobaczyli rozpalone ognisko.

Wbrew początkowym opiniom, nie była to mobilna siedziba miejscowej Informacji Turystycznej, ale ważny punkt etapowy założony przez Bacownika nad Bacownikami, czyli Mariusza Sarapatę, który swym czynem uświadomił wszystkich, że sztuka przetrwania w górach niekoniecznie musi się wiązać z bolesnymi wyrzeczeniami do których niewątpliwie należy rezygnacja z grzanego piwa oraz grilla (a przynajmniej mikro-grilla).

Po takim wypoczynku cala ekipa radośnie dotarła na szczyt Jaworzyny Krynickiej skąd trasą narciarską zjechała do punktu startowego. „No i dało się!” – jak podsumował Tomek Konik ;-)

Wieczorem w DW Kolejarz odbyły się dwie prezentacje. Pierwsza z nich autorstwa Wojtka Moskala traktowała o Spitzbergenie i telemarku za kołem podbiegunowym. W sumie okazało się, że na nartach jeździ się najweselej właśnie w dalekiej Arktyce – przynajmniej tak to przedstawił Wojtek, a kto ma możliwość to niech sprawdzi sam. Druga prezentacja zrobiona przez Piotrka Kapustianyka była o Światowym Kongresie Narciarstwa, gdzie były również ciekawe akcenty telemarkowe z Polski.

Cały drugi dzień (sobota – 7 stycznia 2012) spędziliśmy w Tyliczu na stoku stacji narciarskiej Tylicz-ski przy przepięknej słonecznej pogodzie. Przedpołudnie było przeznaczone na warsztaty narciarskie w trakcie których kilku instruktorów dzieliło się swoimi doświadczeniami z uczestnikami Spotkania podzielonymi na grupy według stopnia zaawansowania. Przez cały dzień można było również testować sprzęt narciarski firmy G3 oraz Black Diamond. W międzyczasie pojawiła się też ekipa telewizyjna z TVP Kraków, która nakręciła materiał do swojego programu „Ślizg” (odcinek z 12.I – od 8-mej minuty oraz odcinek z 9.II – od 7-mej minuty).

Późnym popołudniem odbyły się zawody telemarkowe z wszystkimi charakterystycznymi elementami: bramka 360, skocznia, podbieg i oczywiście przejazd gigantowymi bramkami. Na starcie stanęło dwanaście trzyosobowych (w większości damsko-męskich) zespołów. Duch i poświęcenie wśród zawodników były tak wielkie, że nikt nie wycofał się z trasy ani nawet nie zawahał się przed oddaniem skoku (nieraz pierwszego w życiu). O zwycięstwie decydował bowiem łączny czas przejazdu całego zespołu.

Wręczenie pamiątkowych pucharów dla pierwszych trzech zespołów oraz pamiątkowych dyplomów dla wszystkich uczestników zawodów odbyło się w hotelu. Wyniki zawodów zostały zamieszczone tutaj.

 

Następnym punktem programu była bardzo ładna i ciekawa diaporama Sebastiana Skoczypca i Erwina Gorczycy na temat narciarskiego przejścia Alp Berneńskich. Później Sebastian przedstawił jeszcze na wesoło pewne spostrzeżenia dotyczące rozpoznawalności Szwajcarów.

Na zakończenie oficjalnej części wieczoru obejrzeliśmy nowy telemarkowy film „Breaking Trail”. Oficjalnie nie jestem upoważniony, żeby pisać co się działo w trakcie znacznie dłuższej nieoficjalnej części tego wieczoru…

Cały czas można było jednak oglądać i przymierzać sprzęt przywieziony przez Sklep Podróżnika i SnowSpirit.

Ostatniego dnia (niedziela – 8 stycznia 2012), kto był w stanie to przebrał się w to co miał dziwnego i przeniósł się na Jaworzynę Krynicką, gdzie kolorowa telemarkowa ekipa wyczyniała kupą przedziwne hołupce (jazda wężem, ławą etc. – po prostu Demo Team). Było tez kilku zapaleńców na starym drewniano-skórzanym sprzęcie. Tego dnia pogoda już nie rozpieszczała, gdyż intensywnie padał śnieg, co jednak nie wydawało się nikomu przeszkadzać w dobrej zabawie.

No i w ten sposób do historii przeszło kolejne już Polskie Spotkanie Telemarkowe po którym pozostały miłe wspomnienia i nowe znajomości. Do zobaczenia w przyszłym roku!

 

Poniżej więcej zdjęć w galeriach udostępnionych przez uczestników:
- galeria Asi Cent
- galeria Jacka Bełdowskiego
- galeria Jacka Bełdowskiego – zawody
- Hall of Fame (zdj. Jacek Bełdowski)

 

sty 092011
 

Tegoroczne Polskie Spotkanie Telemarkowe było już dziesiątym z kolei. Z przymrużeniem oka można więc powiedzieć że było to spotkanie jubileuszowe. Miejscem X PST była Jaworzyna Krynicka, która przez cztery dni (6-9 stycznia 2011) gościła kwiat polskiego „telemarczaństwa”. Grupa uczestników była wyjątkowo liczna i przekroczyła 80 osób.

Pierwszego dnia (czwartek) odbyła się wycieczka narciarska na trasie Złockie -Jaworzyna Krynicka – Runek – Bacówka nad Wierchomlą – Szczawnik. Na starcie stawiła się dzielna dwudziestoosobowa załoga telemarkowa. Warunki śniegowe w niższych partiach trasy nie były rewelacyjne, ale okazały się wystarczające do turowania. Od Jaworzyny do Runku zrobiło się nawet bardzo przyjemnie, a to za sprawą większej ilości śniegu i słonecznej zimowej scenerii. Jedynym „zgrzytem” okazał się odcinek tuż przed Bacówką nad Wierchomlą, gdzie na wystających kamieniach zostały skrzesane iskry. Ostatnim etapem wycieczki był nocny zjazd pod wiatr do Szczawnika po trasie wyciągu narciarskiego – na szczęście oświetlonej.


Wieczorem w OW „Edyta” Witek Gątarski poprowadził bardzo ciekawą prezentację na temat podstawowych zasad doboru butów narciarskich, zarówno z tradycyjnymi jak i termoformowalnymi botkami. Można było przy tej okazji zapoznać się z różnymi eksponatami (przekroje różnych botków, spalone botki termoformowalne itp.). Pytań było dużo, więc i prezentacja trwała dłuższą chwilę. Na zakończenie wieczoru odkorkowane zostały dwa specjalne eksponaty dostarczone przez Witka, które to zgromadzona publiczność z wielkim entuzjazmem oceniła jako idealnie uformowane i dopasowane do potrzeb narciarzy telemarkowych.

Drugiego dnia (piątek) na stokach Jaworzyny Krynickiej zostały zorganizowane warsztaty telemarkowe zarówno dla tych początkujących jak i bardziej zaawansowanych telemarkowców. Zainteresowanie wśród uczestników Spotkania było bardzo duże i zajęcia odbywały się w sześciu grupach w zależności od stopnia zaawansowania. Była to bardzo dobra okazja do rozpoczęcia przygody z telemarkiem pod okiem instruktorów i bardziej doświadczonych kolegów.


Program artystyczny wieczorową porą rozpoczął się od dwóch diaporam zaprezentowanych przez Erwina Gorczycę. Pierwsza traktowała o kilkudniowej alpejskiej wyprawie narciarskiej w rejonie masywu Ortel. Druga zaś opowiadała o nieco szaleńczej ekspedycji śladami Zaruskiego, która dla zachowania klimatu była realizowana na sprzęcie (nie wykluczając bielizny) z piastowskiej epoki narciarstwa polskiego. Jeszcze nie opadły retro-opary, a już Brat Grzegorz przedstawił krótką historię Polskich Spotkań Telemarkowych w wersji multimedialnej.

Niektórzy z obecnych nawet rozpoznali po latach samych siebie na starych zdjęciach. Na koniec Bracia Rogowscy zostali niezwykle miło zaskoczeni przez Grupę Inicjatywną, w której imieniu Jacek Bełdowski wręczył obydwu Braciom imienne krzesełka reżyserskie. Jacek w długiej, elokwentnej ale i zawiłej przemowie wyjaśnił związek między Spotkaniami Telemarkowymi a tymi krzesełkami, lecz stenogram niestety się nie zachował.

Trzeci dzień (sobota) został przeznaczony na wspólną jazdę na stoku, która była przeplatana ćwiczeniami narciarskimi takimi jak: jazda w rozpiętych butach i jazda z balonem. Punktem kulminacyjnym dnia były I Mistrzostwa Polskich Spotkań Telemarkowych, które odbyły się w ośrodku narciarskim Tylicz Ski. I tutaj niestety zawiodła pogoda, gdyż późnym popołudniem zaczął padać spory deszcz. Nie zawiedli jednak zawodnicy, którzy w komplecie stawili się na starcie telemarkowego giganta ustawionego przez Piotrka Kapustianyka. W strugach deszczu ponad dwudziestu zawodników walczyło o zwycięstwo w trzech kategoriach: kobiety, juniorzy i seniorzy (tak naprawdę to byli juniorzy starsi). Walka była zacięta do samego końca, a w żyłach zawodników płynęła czysta adrenalina.

Na koniec dla zwycięzców były fanfary, podium z beczek piwa i okolicznościowe puchary. Ceremonia wręczenia nagród rozpoczęła długi telemarkowy wieczór. Mógłbym o nim pisać naprawdę długo, gdybym coś więcej z niego pamiętał…

Wspaniała słoneczna pogoda i piękne widoki ostatniego, czwartego dnia (niedziela) w pełni ukoiły traumę sobotniego deszczu.

Był to niewątpliwe najbardziej pogodny i kolorowy dzień całego Spotkania Telemarkowego, również dlatego że był to dzień „przebierany”. Z każdym rokiem liczba telemarkowych przebierańców rośnie, a pomysły na stroje są coraz bardziej oryginalne. Tak więc obok kilku osób w strojach i na sprzęcie retro, był również warszawski bikiniarz, szczeciński ormowiec, miejscowy nie golony zakonnik, instruktorka technik wszelakich oraz templariusz. Ten barwny korowód wykonał kilka niezwykle skomplikowanych ewolucji z zakresu narciarstwa (a)synchronicznego, czyli węża, ławę, trójki, czwórki oraz rój. A jak mawiali starożytni Rzymianie – „koniec wieńczy dzieło”, więc X Polskie Spotkanie Telemarkowe można było uznać za zakończone.

I to by było na tyle… Do zobaczenia w przyszłym roku !

Poniżej znacznie więcej zdjęć w galeriach udostępnionych przez uczestników:
- galeria Mariusza Sarapaty
- galeria Leszka Witta
- galeria Asi i Marcina
- galeria Piotrka Michałkiewicza
- galeria Grześka Rogowskiego
- galeria Jacka Bełdowskiego – jazda przebierana
- galeria Jacka Bełdowskiego – zawody

no i oczywiście nie obędzie się bez Hall of Fame (sobota wieczór):
- Hall of Fame (zdj. Jacek Bełdowski)

sty 082011
 
010811_8289

Zawody odbywały się w trzech kategoriach:
- dziewczyny
- juniorzy (do 40 roku życia)
- seniorzy (powyżej 40 roku życia)

Poniżej prezentujemy wyniki od najniższego czasu począwszy. Prezentowany jest najlepszy czas podczas którego nie doszło do dyskwalifikacji (nieutrzymana pozycja telemarkowa, ominięcie bramki, itp.)

Dziewczyny:

pozycja Imię i nazwisko numer startowy najlepszy czas
1 Joanna Cent 35 49’74
2 Zuzanna Górska 22 50’01
3 Karolina Tabaszewska 16 53’11

Juniorzy:

pozycja Imię i nazwisko numer startowy najlepszy czas
1 Tymoteusz Stach 41 36’32
2 Paweł Kowalski 19 38’04
3 Paweł Nadybal 5 38’37
4 Grzegorz Rogowski 30 38’49
5 Jacek Grabowski 25 40’69
6 Michał Drwota 7 42’20
7 Gniewomir Oblicki 14 42’46
8 Krzysztof Pęczykiewicz 1 44’35
9 Bartosz Górski 32 44’77
10 Rafał Milewski 42 45’06
11 Michał Bluj 18 47’55
12 Tomasz Brylski 43 48’42
13 Tomasz Pawlas 27 52’87
14 Jakub Sikora 37 57’74

Seniorzy:

pozycja Imię i nazwisko numer startowy najlepszy czas
1 Jerzy Stach 26 41’74
2 Erwin Gorczyca 23 43’40
3 Leszek Witt 31 47’95
4 Piotr Kieracinski 38 48’93

Gratulujemy wszystkim uczestnikom i uczestniczkom!

sty 092010
 

 

IX Polskie Spotkanie Telemarkowe odbyło się w dniach 15-17 stycznia 2010 roku na Jaworzynie Krynickiej. Zima nie rozpieściła nas nadmiernie śniegiem, którego w terenie i poza trasami było po prostu mało, a wręcz należałoby powiedzieć, że za mało.

Na szczęście armatki śnieżne skompensowały kaprysy natury i trasy na Jaworzynie były dobrze przygotowane. Zima poskąpiła śniegu, ale za to nie pożałowała słońca, które wspaniale świeciło przez całe trzy dni i skutecznie odwracało uwagę od śniegowej mizerii w otaczających lasach.

Pierwszy dzień (piątek) był poświęcony na testy sprzętu telemarkowego i zabawy na nartach. Każdy mógł bezpłatnie przetestować sprzęt telemarkowy firmy G3, która za sprawą Maćka i Magdy już od kilku lat pojawia się niezawodnie na Spotkaniach Telemarkowych. No i jak co roku sprzęt był niemiłosiernie ujeżdżany i ogromnie chwalony przez licznych uczestników Spotkania.

Z ciekawostek warto zauważyć, że wśród sprzętu G3 były również modele, które pojawią się w sprzedaży … w przyszłym sezonie.

Jeśli idzie o zabawy na śniegu to była jazda z balonem między kolanami, jazda z jednym kijem, mono-mark i jazda na paluszkach. A jak mawiał mój szkolny nauczyciel „jeśli ktoś tego nie widział, to ja mu tego nie wytłumaczę”.

A już wieczorem przy ciepłym kominku wszyscy mieli okazję wysłuchać bardzo interesującej prezentacji dotyczącej zimowego bezpieczeństwa w górach, którą poprowadził Kuba Radliński (GOPR). Z kronikarskiego obowiązku muszę wspomnieć, że później nastąpiła część nieoficjalna programu. Rozpoczęliśmy ją jeszcze w miarę oficjalnie od puszczenia filmu telemarkowego „The Flakes”, ale potem film telemarkowy się urwał…

Drugiego dnia (sobota) odbywały się warsztaty doskonalenia techniki jazdy telemarkiem. Chętni mogli szlifować technikę pod okiem bardziej doświadczonych kolegów i instruktorów, czyli Agnieszki, Piotrka Kapustianyka i Braci R. Oto oni:

W sumie były cztery grupy o różnym stopniu zaawansowania.
Popołudniu Kuba Radliński poprowadził praktyczne zajęcia z posługiwania się sprzętem lawinowym. Niestety ze względu na małą ilość śniegu nie udało się przeprowadzić ćwiczenia symulującego poszukiwanie na lawinisku.

W części wieczornej Piotrek Kapustianyk odkrył część tajemnic profesjonalnego serwisowania nart, czyli między innymi jakie kąty mają być na jakiej długości krawędzi narty i tym podobne niuanse.

Następnie Erwin Gorczyca opowiedział o swojej alpejskiej turze po szwajcarskich lodowcach Oberlandu. Opowieść była ilustrowana piękną diaporamą, a wszystkim słuchaczom utkwiła w pamięci, chyba już na zawsze, postać Gibona. Późnym wieczorem dołączył do nas Przemek Chlebicki, właściciel Sklepu Podróżnika, który wydał już drugą książkę na temat telemarku w języku polskim.

Część literacką wieczoru rozpoczęła prezentacja rękopisu „Wiśnie Krakowskie” autorstwa Witolda Gątarskiego, po czym nastąpiło wspólne czytanie nowości wydawniczej zatytułowanej „Cytryny Gdańskie” nadesłanej przez Oficynę Adama i Hanny Grochowskich. Te białe kruki cieszyły się tak wielkim zainteresowaniem, że dla każdego starczyło nie więcej niż pół akapitu…

Trzeciego dnia (niedziela) na stoku królował styl retro. Niewątpliwą sensację wywołał Erwin (przydomek „z Telemarktips”) wraz z Małżonką Zosią oraz Sebastian (przydomek „z Koszulki”), którzy zaprezentowali się nie tylko w ubiorach z epoki, ale również na pięknym starym sprzęcie.

Nie muszę dodawać, że nie tylko pozowali do zdjęć, ale również bardzo sprawnie pomykali po stoku ku zdumieniu zgromadzonej gawiedzi. I tak na przykład Erwin wielu Przydomków, na sprzęcie sprzed stulecia… proszę się przyglądnąć….

… wykonuje się body-carving z kijem (tzw. kijo-carving).

Nie bez powodu tylu przydomków się doczekał…

Punktem kulminacyjnym była seria grupowych ewolucji, czyli jazda wężem, ławą, parami a nawet piątkami.

No i ja tam byłem miód i nalewki piłem…

Na stronie, oprócz swoich, wykorzystaliśmy zdjęcia autorstwa Karoliny Tabaszewskiej, Marcina Kocóra i Asi Cent oraz Jacka Bełdowskiego. Fotografom serdecznie dziękujemy za udostępnienie materiałów.

Tu znajdziecie więcej zdjęć ze Spotkania (naszego autorstwa):

collage

A tu zdjęcia Asi Cent i Marcina Kocóra:

collage

Zdjęcia autorstwa Karoliny Tabaszewskiej:

collage

Oraz tradycyjnie dwie galerie zrobione przez Jacka Bełdowskiego (w tym jedna z twarzami ze Spotkania – sobotni wieczór):

collage
collage

Na koniec dwie długo oczekiwane galerie autorstwa Sławka Pilcha:

collage
collage

 

mar 102009
 

Pogoda w ten pamiętny weekend udała się wyśmienicie, pełne słońce cały dzień, bezwietrznie, mnóstwo świeżego śniegu – idealna wycieczka narciarska do Doliny Chochołowskiej.

A tu zdjęcia z tej wycieczki zrobione przez Grześka Rogowskiego:

A tu autorstwa Andrzeja Stanka:

 

Polska Strona Telemarkowa – Copyright 2009

lut 092009
 

Poniżej znajdziecie linki do prezentacji autorstwa Sebastiana Skoczypca. Prezentacja dotyczy naszych wspólnych zjazdów podczas XXVII Bieszczadzkiego Rajdu Narciarskiego.

- Prezentacja w postaci programu exe (16MB) – sciągnięte archiwum należy rozpakować na twardy dysk i uruchomić skrót „hall of fame”