A oto relacja z VI Telemark Party w Martinskich Holach w wykonaniu Pika okraszona zdjęciami i filmikami:
W niedzielę 23 stycznia okrutnymi „przebojami” z wyjazdem samochodów z zasypanego parkingu na Martinskich Holach zakończyła się VI edycja Telemark Party. Nasza grupę reprezentowali: Sebastian Skoczypiec z żoną Basia; Rogowscy Bros z żonami Łucją i Kasia oraz trzema innymi osobami towarzyszącymi (z rodziny); Piotr „Junior” („Absolwent”) Gąsiorowski z kolegą; niżej podpisany z żoną Jolą i córką Justynką. W sumie silna ekipa, ale tylko 5 osób jeżdżących telemarkiem….
Warunki śniegowe na Martinskich Holach były znakomite: dużo śniegu i ani śladu lodu. W piątek i sobotę trasa czerwona (ta po prawej stronie patrząc z dołu) nie była ratrakowana i można było zjeżdżać w 40 centymetrowym świeżutkim puchu – miodzio! Przez cały czas można było jeździć w puchu lasem. Z obu tych możliwości korzystaliśmy. Pogoda była wybitnie wysokogórska: mróz, chmury, wiatr i śnieg. Nie przeszkadzało nam to jeździć, tylko rozgrzewaczy trzeba było stosować trochę więcej niż zwykle – korzystaliśmy obficie, bo nie były drogie. Sebastian i ja zakupiliśmy na okoliczność tej ekstremalnej pogody kominiarki (sprawdzały się! polecamy!).
W piątek wieczorem w trakcie prezentacji filmów z poprzedniej edycji Telemark Party i Telemark Setkanie oraz Telemark Rallye – filmy znakomite; cieszyły się zainteresowaniem i powodzeniem nawet u Justynki (najbardziej podobały się jej licznie uwiecznione sekwencje upadków i koziołkowania w śniegu z uczepionymi nartami) – sympatyczna „Śnieguliczka” (czyli … Gandhi) serwował(a) napitek z drewna.
W sobotę były zawody. Tuz po nich Piotr Junior Gąsiorowski wykonał front flipa (o ile nie mylę nazwy), uwiecznionego na filmie przez Grześka Rogowskiego. Po jazdach były jeszcze zabawy przy wyciągu, m.in. zimny szaszłyk z kolejki… Wieczorem tańce przy znakomitej, niezrównanej jak zwykle – Sherpa Band (poszliśmy spać wcześnie, niestety… Ale wstyd!). Zakwaterowanie w Chacie Martinske Hole – zeszłoroczny hotel był bardziej komfortowy, ale nie było źle: spod samej chaty można było na nartach zjechać do wyciągu, a potem z trasy pod same drzwi chaty (ogromna zaleta). W sumie super! Przy najbliższej okazji zaprezentujemy pamiątkowe pomarańczowe (jakie mogły być w tym roku?) koszulki z Telemark Party 2005. Kto nie był niech żałuje i szykuje się na przyszły rok.
Omawialiśmy w tzw. gronie odwieczną kwestię tzw. polskiego spotkania telemarkowgo. Najwięcej zapału – zapału neofity, dodam – wykazywali Sebastian (jeszcze go życie nie „uziemiło”). Doszliśmy do „odkrywczej” konkluzji, powtarzanej wcześniej przy rożnych okazjach, ze należy termin ustalić ze sporym wyprzedzeniem, czyli jesienią. Rog. Bros. wiążą ogromne nadzieje na rozwój tej pięknej formy narciarstwa z osobą Piotrka Kapustianyka, który zorganizował pierwsza w (wolnej) Polsce wypożyczalnię sprzętu tele i ma szanse być pierwszym licencjonowanym instruktorem telemarku – szczerze życzę! A Kolegom (i jednej – dotychczas chyba tylko – Koleżance) czytaczom życzę zdrowych kolan.
Autor: Piotr Kieraciński