W słoneczny i lekko mroźny styczniowy weekend odbyło się IV Spotkanie Telemarkowe. Na osnieżonych stokach Wierchomli bratały się w przyklękach Warszawska Grupa Telemarkowa wraz z Sądecką Grupą Telemarkową. Kolejny raz ku uciesze zgromadzonej gawiedzi polscy telemarkeros wykonywali skomplikowane stopogięcia i kolanogięcia niosąc nieustannie (nawet w Szabat) dobrą nowinę o wyzwoleniu pięty z okowów wiązania. A wszystko to w wierze, że zasiane ziarno wyda w przyszłym roku plon tak obfity, że w wypożyczalni Piotra Kapustianyka zabraknie telemarkowego szpeja dla neofitów.
Był to także czas pozatrasowego oddalenia się od zgiełku cywilizacji – Titus nawet oddalił się na tyle, że już mieliśmy wzywać GOPR, tak kusząca była perspektywa pojeżdżenia po nieskalanej płaszczyźnie śniegu.
Wracając jednak do chronologii… Warszawska Grupa Telemarkowa (WGT) przybywszy w czwartek spędziła cały piątek na stoku i w krótkim wypadzie przetarła szlak do Bacówki nad Wierchomlą celem spożycia bigosu z dzika. Lecz było to zdecydowanie za mało dla żądnych przygody narciarzy, którzy posmakowali świeżego śniegu. Następnego dnia znaleźli głębokie zrozumienie wśród przybyłej Sądeckiej Grupy Telemarkowej i koło południa po wykonaniu kilku ewangelizacyjnych szusów na stoku cała ekipa ruszyła na Jaworzynę Krynicką. Na trasie stoczona została bohaterska walka z przeważającą liczebnie grupą kajakarzy na biegówkach (średnia wieku ok. 10 lat) prowadzoną przez trenera ze złamaną nartą. Mimo to, na Runku w duchu fair-play ustąpiliśmy młodzieży pola udzielając tzw. handicapu, który okazał się na tyle duży, że już ich więcej nie zobaczyliśmy… Pościg kontynuowaliśmy jednak prawie do samej Jaworzyny, gdzie nadchodzący zmrok zmusił nas do odwrotu. Ciemności nas nie ogarnęły i uniknęliśmy w ten sposób atrakcji w postaci nocnego zjazdu przy czołówkach (rzecz oczywista byłaby to największa atrakcja dla miejscowych wilków …).
W niedzielę było już maksymalnie pozatrasowo i terenowo. Zjeżdżona została każda hala w okolicy, zwłaszcza w kierunku „do potoka” Snieg i pogoda były wprost idealne na tego typu eskapady. Trochę w kość dał nam jedynie „kamienisty lasek”, który zostawił niezatarte wrażenie na ślizgach naszych nart. Wszystkie trudy wynagrodził zjazd z północnego grzbietu Pustej Wielkiej, który był kwintesencją narciarstwa terenowego: kto był to mnie rozumie, a kogo nie było temu nie jestem w stanie wytłumaczyć
Hall of Fame:
Warszawska Grupa Telemarkowa:
Jacek Bełdowski
Michał Bluj
Marcin Eckert
Titus Atomicus
Sądecka Grupa Telemarkowa:
Piotr Kapustianyk
Wojciech Rogowski
Grzegorz Rogowski
Autor: Wojciech Rogowski