Innymi słowy – Dlaczego Tele?
Gdyby przypadkiem to nie było oczywiste, zacznę od przypomnienia, że telemark nie umarł. Doniesienia o zgonie ludu telemarkowego są przesadzone, podsycane przez owczy pęd tłumu, niedojrzałe myślenie i określanie poziomu zainteresowania sportem na podstawie wskaźników opłacalności sprzedaży sprzętu.
Zainteresowanie nie jest definiowane przez konsumpcjonizm, ale przez pasję ludzi zaangażowanych w ten sport. A pasja rzadko wynika z faktu, że coś jest łatwe. Wszyscy wiemy, że bardziej ceni się coś co zostało zdobyte z trudem. To wyrażenie dobrze opisuje lojalność oraz przekonanie do telemarku, które można zaobserwować wśród telemarkowców mówiących o ich ukochanym narciarskim stylu.
Nie sądź, że będąc autorem i wydawcą telemarkowych drobiazgów, jestem zbyt zaabsorbowany samym sobą, żeby wyjrzeć poza moje królestwo wolnej pięty. Spójrz na Sir Arnolda Lunda, który podążał za swoją narciarską pasją z taką gorliwością, że drobił się szlacheckiego tytułu i został zapamiętany jako telemarkowiec. Trudno nie zauważyć podobieństwa.
Częściowo to wszystko za sprawą tego, że telemark nie jest łatwy. Zapytaj kogokolwiek kto poświęcił swój czas aby się nauczyć telemarku; a na pewno przyzna, że opanowanie go wymaga dodatkowego wysiłku, mnóstwa czasu i wielu upadków. W pewnym sensie nigdy do końca to się nie uda, ponieważ z wolną piętą cały czas się uczysz i adaptujesz do nowych warunków. Wyzwanie i trudność jest częścią tego co czyni telemark pociągającym. Dzięki temu satysfakcja z osiągnięć jest o wiele większa.
Skręt telemarkowy to nie tylko sprawność fizyczna i wyzwanie, to płynięcie przez góry. To nie tylko miękkie odczucie skrętu, ale skandynawskie podejście do poruszania się w terenie w butach z naturalną, giętką podeszwą, z użyciem techniki nordyckiej, odbicia z łyżwy, lub przy użyciu fok.
To najprawdopodobniej główny powód dla którego nie wróciłem do zablokowanych pięt w czasie zjazdu, no chyba że akurat testuję sprzęt skiturowy albo wybrałem się w teren, w którym w moim wieku umarłbym ze strachu dosiadając sprzęt tele. Powyżej pięćdziesiątki, zjeżdżanie stokiem o nachyleniu powyżej 50° wydaje się idiotyzmem, no chyba że warunki są absolutnie perfekcyjne.
Co tu wiele gadać, buty telemarkowe są po prostu bardziej komfortowe niż buty ze sztywną podeszwą. Gdy zaczynałem jeździć telemarkiem do wyboru były tylko skórzane buty. Dokonałem tego wyboru mimo ich ograniczonych możliwości podczas zjazdu, ale jednocześnie z pełną świadomością że komfort miękkich skórzanych butów będzie mi towarzyszył w każdej minucie wycieczki i że warte jest to kompromisu. No i, dzięki odrobinie praktyki, umiejętności i szczęścia, mogłem zjeżdżać najstromszymi stokami, gdy byłem młodszy. OK, zapewne wymaga to więcej niż „odrobinę”, ale w końcu ćwiczenie czyni mistrza i przy odrobinie szczęścia jedyne ograniczenie leży w naszych umysłach.
Dlaczego telemark nie jest martwy i dlaczego nie zginie? Ponieważ pozostawia w sercu narciarza niezatarte wrażenie idealnego skrętu. Ciężko to opisać słowami, zupełnie jak pocałunek niesie ze sobą odrobinę magii i wykracza poza fizyczny fakt kontaktu skóry ze skórą. Niektórzy odwołują się tu do metafizyki, ale my może pozostańmy przy prostszych, bardziej mierzalnych terminach.
W narciarstwie istnieje tzw. sweet spot znajdujący się mniej więcej w środku skrętu, to jest właśnie ten wyraźnie wibrujący energią moment w trakcie szusu. Doświadczywszy wszystkich trzech – techniki alpejskiej, snowboardu i telemarku – mogę powiedzieć, że skręty alpejskie mają najkrótszy sweet spot, ale energia jest wysoka. W snowbordzie jest on zwykle długi. Natomiast w telemarku można dopasować nie tylko długość trwania, ale również intensywność sweet spotu. Oczywiście NIE jest to możliwe, gdy jeszcze się uczysz. Ale gdy już to rozkminisz, i pojmiesz, i wyćwiczysz, zwłaszcza w głębokim puchu – wow!!! – to jest uczucie, które chcesz przeżywać od nowa, a idealnie – regularnie.
Gdybyś nie zauważył(-a) reszta świata twierdzi, że to sprzęt skiturowy jest najlepszym sposobem na turystykę narciarską i zjazdy w terenie. Ochoczo przyznaję się, że jestem zdecydowanym zwolennikiem tego twierdzenia i wierzę że dla większości narciarzy sprzęt skiturowy jest najlepszym wyborem. Ale nie dla wszystkich. Dla niektórych telemark jest najlepszy. Telemark ani nie jest, ani nigdy nie będzie najbardziej popularnym sposobem turystyki narciarskiej. Bycie w mniejszości ma swoje wady, ale ‚gupie’ nie jest jedną z nich. Tele jest ‚gupie’ tylko do momentu, gdy go rozkminisz. Wtedy okazuje się, że z ‚gupim’ nie ma nic wspólnego. Wtedy ciśnie się raczej słowo ‚ponadprzeciętny’, ale pozostańmy przy ‚zadowalającym’
Czemu teraz wyciągam ten temat? Czy nie był dyskutowany i wałkowany przez lata? Tak, pewnikiem był. Tak czy inaczej teraz najwyższy czas odłożyć go na bok, ponieważ nas, wiernych technice wolnej pięty, tak naprawdę niewiele obchodzi, czy Ciebie obchodzi, że jeździmy telemarkiem, czy też nie. Obchodzi nas ‚jak’ i ‚dlaczego’ oraz uprawianie tego. Nie nalegamy abyś spróbował(-a), ale gdy tylko będziesz na to gotowy(-a), zawsze chętnie Ci pomożemy. Ostatecznie, nie każdy może jeździć telemarkiem.
Powyższy tekst jest tłumaczeniem artykułu „Telemarkin