mar 122008
 

Jazda w głębokim śniegu

Jazda w głębokim śniegu jest sztuką samą w sobie i wymaga sporych umiejętności. Poniżej znajdziecie bardzo cenne uwagi Grześka zebrane podczas któregoś z wyjazdów:

„… Ze względu na imponujące opady śniegu w tym czasie udało mi się pojeździć nieco więcej w świeżym, kopnym śniegu. Dogodnych stoków do takiej jazdy tam nie brakuje. W niektórych miejscach śniegu było tyle, ze wykonując skręt z przyklękiem (oczywiście) musiałem podnosić rękę bliższą stoku, żeby nie grzęzła w śniegu. Po prostu czasami zdarzało się, że śniegu miałem po pachy! Wyobraźcie sobie co się dzieje, gdy wtedy się człowiek wywali – totalna niemoc, czasami połączona z bezdechem wywołanym przez sporych rozmiarów gluta śnieżnego w jamie ustnej (nauczyłem się potem przy wywrotce zamykać usta). Przeważnie jednak śnieg sięgał zaledwie do pasa i o jeździe w takich warunkach co nieco opowiem.

Już przy pierwszych próbach wyszła jedna bardzo istotna sprawa. Zawsze wydawało mi się, że podczas jazdy równo obciążam narty, czyli nie robię pozycji szpadzisty. I generalnie tak chyba jest, ale w głębokim śniegu „generalnie” to za mało. Okazało się, że zmieniając nogę prowadzącą, bardzo często zdarzało mi się przez pewien okres czasu niedociążać tylnej nogi. Efektem tego jest prawie zawsze tzw. „tip dive” (nurkowanie przodu narty), który nieuchronnie kończy się wywrotką. Niedociążona tylna narta w głębokim śniegu zaczyna pochylać się do przodu, zbiera coraz więcej śniegu w swojej przedniej części, natomiast tył narty siłą rzeczy się wynurza. Potem jeszcze sekunda i jedziemy z całym ciężarem na narcie przedniej i z tylną nartą w poprzek kierunku jazdy wlokąc ją za sobą, po czym następuje upadek. Tak ciekawe zachowanie niedociążonej tylnej narty bierze się z istoty jazdy w głębokim śniegu – podczas takiej jazdy nie jedziemy po twardej powierzchni, tylko płyniemy w dosyć grubej warstwie poduszki śnieżnej. Głęboki śnieg jest bardzo bezwzględny dla „szpadzistów”, więc obciążajcie równo nogi, może nawet na początku trochę więcej ciężaru na tylną nartę…

Głęboki śnieg ma swój rytm. Jadąc w takim śniegu unosimy się na czymś w rodzaju poduszki śnieżnej. Taka poduszka w zależności od rodzaju śniegu jest bardziej lub mniej miękka i sprężynuje z odpowiednią częstotliwością. Można ten rytm spróbować wyczuć np. jadąc na wprost i rytmicznie dociążając narty. Poczujemy wtedy, że na nasze dociążenie śnieg z niewielkim opóźnieniem odpowiada. Jeżeli wyczujemy ten rytm to powinniśmy go wykorzystać do skrętu. Najlepiej się jedzie w puchu właśnie w rytmie śniegu. Najprzyjemniej się jedzie, gdy wykonuje się skręt na każdy takt śniegu, niemniej jednak taka jazda wymaga sporo wprawy. Mnie udało się to pod koniec pobytu kilka razy i jest to coś niesamowitego – do tego został stworzony telemark. Na początku jednak można sobie uprościć naukę i starać się wykonywać skręt co np. 4 takty śniegu, a miedzy skrętami małymi kompresjami starać się wyczuć ten rytm. Chodzi o to aby sprężystość śniegu pomogła w odciążeniu nart i wyjściu ze śniegu, co z kolei jest konieczne do wykonania w miarę krótkiego skrętu.

Jeszcze jedna sprawa i dotyczy ona zarówno telemarku jak i techniki alpejskiej. Często się da słyszeć twierdzenie, że jadąc w głębokim śniegu należy ciężar ciała trzymać bardziej z tyłu. To nieprawda – pozycja ciała powinna być zrównoważona. Musimy jednak przenieść ciężar ciała do tyłu w momencie wjeżdżania w głęboki śnieg. I nie wynika to tylko z faktu, że głęboki śnieg stawia dużo większy opór i możemy spodziewać się szarpnięcia do przodu, ale również dlatego, że jadąc w głębokim śniegu narty są bardziej poziomo niż podczas jazdy na twardym śniegu (patrz rysunek).

 

Jest tylko jeden smutny aspekt jazdy w głębokim śniegu (no może oprócz zagrożenia lawinowego); ciężko w Polsce trafić na taki śnieżek i do tego jeszcze być w pobliżu odpowiednio nachylonego stoku, a stok musi być stromy – bez dwóch zdań. …”

Przekaż dalej!