mar 292009
 

Jazda na nartach często kojarzy się z kontuzjami i urazami. Nasze doświadczenia wskazują jednak, że telemark dość łagodnie obchodzi się zwłaszcza ze stawem kolanowym narciarza nie poddając go nadmiernym obciążeniom, jak to często ma miejsce w przypadku techniki alpejskiej i carvingu. Dzieje się tak dzięki większej swobodzie pracy kolan. Umożliwia to lepsze absorbowanie gwałtownych i niespodziewanych uderzeń. Nie zmienia to jednak faktu, że kolana są statystycznie najbardziej narażone na uraz.

Ponadto wolna pięta diametralnie zmienia dynamikę zwykłego upadku. Narta alpejska w momencie upadku często działa jak wielka dźwignia, przed której siłą ma chronić bezpiecznik wypinający but z narty. Jednak gdy bezpiecznik zawiedzie ogromna siła w ułamku sekundy zaczyna działać na stawy i kości nieszczęsnego narciarza. Wiązanie telemarkowe natomiast to rodzaj „zawiasu”, który się składa, gdy następuje upadek. Znakomita większość telemarkowców używa wiązań telemarkowych bez bezpieczników. Podchodziliśmy do tego zrazu bardzo sceptycznie, wydawało się nam, że po trzech, czterech upadkach kontuzja jest murowana. No w końcu przecież nie ma bezpieczników. Ale praktyka i badania statystyczne dowodzą, że poziom wypadkowości wśród narciarzy telemarkowych i alpejskich jest bardzo zbliżony. Od jakiegoś czasu można kupić bardziej skomplikowane wiązania telemarkowe z bezpiecznikami, bądź też specjalne płyty wypinające, do których mocuje się klasyczne wiązanie telemarkowe.

 

Przekaż dalej!