W dniach 27-30 grudnia 2001 odbyła się w Suchej Dolinie koło Piwnicznej impreza, która w pierwotnym zamierzeniu miała być małą szkółką telemarkową, a dość nieoczekiwanie stała się największym zlotem polskich telemarkowców (o większej imprezie telemarkowej w Polsce w każdym razie nie słyszeliśmy). Nie chcę nikogo epatować liczbami, ale uczestników było w sumie sześciu Warunki narciarskie były przez cały czas doskonałe, więc w ciągu tych kilku dni wykonano niezliczoną ilość przyklęków (zwanych również „przykucami”), zarówno tych głębszych, jak i płytszych.
Nasza grupa wywoływała spore zainteresowanie na stoku – jednego lub dwóch facetów z „połamanymi” wiązaniami można uznać za fatamorganę lub inną przejściową anomalię, jednak tak liczna grupa nie jest możliwa do zignorowania. Fakt ten był z pewnością jedną z przyczyn okrzyków takich jak „Norwegowie !!!” (wzięliśmy to za komplement )
Każde takie spotkanie jest wspaniałą okazją do wymiany doświadczeń i zapoznania się ze sprzętem używanym przez innych telemanów. W naszej grupie dominowały plastikowe buty i wiązania z kablem. Jedynie Piotrek Kieraciński śmiało zapodawał na sprzęcie śladowym. Można też było się pochwalić własnymi patentami takimi jak podpiętki własnoręcznie wykonane z drutu elektrodowego, czy też łuska misternie wyrzeźbiona w ślizgach nart.
Bardzo dużym zaskoczeniem było tempo z jakim telemani zdobywali nowe umiejętności – w ciągu 2-3 dni zaobserwowaliśmy bardzo duże postępy. Nie da się ukryć, że nauka z pomocą kogoś bardziej zaawansowanego jest znacznie szybsza od samodzielnego zdobywania wszystkich umiejętności. Nic by to jednak nie znaczyło bez uporu i wytrwałości, które czynią z polskich telemarkowców najbardziej twardy gatunek narciarzy na południe od Norwegii
Oczywiście, że nie mogłoby być mowy o ważnym spotkaniu telemarkowym bez wspólnego terenowego jeżdżenia w kopnym śniegu (czyli prawie że free-ride’u). Jest to element trudny, lecz sprawiający największą radość – a poza tym konieczny do turystyki narciarskiej. Warto pamiętać, że im bardziej człowieka sponiewiera po różnych krzakach tym satysfakcja jest większa.
W trakcie imprezy zabrakło jedynie skoków odważnych i dalekich. Pewien niedosyt wśród uczestników wywołał brak mistrzów Zakopiańskiej Szkoły Skoku Telemarkowego – nikt jednak nie odważył się wypełnić tej próżni.
Całą imprezę należy uznać za bardzo udaną i trwać w niezłomnym postanowieniu o stawieniu się na następnej w pełnym rynsztunku i z podniesioną przyłbicą…
Autor: Wojciech Rogowski